wtorek, 24 grudnia 2013

Świąteczna Niespodzianka.

Nawet nie wiecie ile zamieszania było z tą niespodzianką! 
Musiałyśmy się strasznie śpieszyć, no ale jest i mamy nadzieję, że chociaż trochę się Wam spodoba :)

Pamiętajcie, że jest coraz zimniej i małe satryki potrzebują Waszej pomocy bardziej niż zwykle! (:

Już bez zbędnych kwestii, mamy zaszczyt zaprezentować Wam Świąteczną Niespodziankę! 

+ Czytamy uważnie to co jest na dole! 

___________________________________________
            Oparłam czoło o szybę samochodu z zachwytem wpatrując się w widok za nią. Nowy Jork zimą, a zwłaszcza w okresie świątecznym, był jedną z rzeczy, które zdecydowanie trzeba zobaczyć przed śmiercią.
            Gruba warstwa śniegu pokrywała dachy i parapety budynków, korony drzew i trawniki. Wielkie zaspy zalegały na skrajach chodników, co chwila zwiększając się o kolejne warstwy przez nieustający deszcz białego puchu i przez sprzedawców wywijających łopatami przed swoimi sklepikami. Witryny, drzewa, a nawet niektóre samochody przystrojone były przeróżnymi ozdobami świątecznymi. Zaczynając od kolorowych łańcuchów i światełek, kończąc na błyszczących bombkach, gwiazdkach, stroikach i gałązkach jemioły, a w radiu wciąż leciały świąteczne piosenki.
            Na chwilę oderwałam wzrok od świątecznej scenerii i odwróciłam głowę do środka samochodu.
            Leo siedział nad kolejnym ze swoich wynalazków, nieustannie dłubiąc coś w malutkim metalowym urządzeniu, a Miranda z głową opartą na dłoni czytała cienką, wyglądającą na dość starą książeczkę.
            - Naprawdę? - jęknęłam – Za oknem jest taki cudowny widok, a wy robicie... to – energicznym ruchem wyciągnęłam przed siebie ręce wskazując na nich samych – Jesteście śmieszni.
            - Montrose, jakbyś obchodziła święta piętnaście razy z rzędu tak samo, to po pewnym czasie znudziłoby ci się to – mruknęła córka Nyks, nawet nie podnosząc wzroku znad książki.
            - Nie ma czym się zachwycać, Lynn – dodał Leo – Święta jak święta, największą atrakcją i tak są prezenty.
            - Och Hadesie, w ogóle się nie znacie! - parsknęłam i wróciłam do obserwowania świata za oknem – Nie wierzę, że nie czujecie tej cudownej atmosfery.
            Fakt faktem, ja nie pamiętałam swoich wcześniejszych świąt, a Leo i Miranda mieli ich za sobą dość sporą kolekcję i to raczej w niezbyt wesołym wydaniu. Nie zmieniało to jednak tego, że nie mogłam zrozumieć, jakim cudem nie czuli tego wszystkiego co się dookoła działo. To było nie do opisania, ale wyraźnie widziałam tą magię świąt i nie mogłam się nią nacieszyć.
            Wtedy zauważyłam, że zbliżamy się do naszego celu. Argus zatrzymał obozowy samochód na czerwonym świetle, na rogu Szóstej Alei i 50 ulicy, co dało nam okazję do wyskoczenia na zewnątrz.
            Pomachaliśmy mu energicznie (to znaczy ja i Leo, Miranda była zbyt zajęta pomrukami niezadowolenia z faktu, że przerwano jej czytanie), patrząc jak odjeżdża z powrotem do Obozu.
            - Naprawdę nie wiem, czemu to robię – mruknęła Miranda, wciskając książkę do czarnej, skórzanej torby, którą miała przewieszoną przez ramię.
            Spojrzeliśmy na siebie z Leo znacząco. Momentami córka Nyks była jeszcze bardziej irytująca niż zwykle i była to jedna z tych chwil.
            - Mogłabyś kiedyś przestać narzekać – parsknęłam w odpowiedzi.
            - Wbrew pozorom, nie jest to takie trudne jak się wydaje – dodał Leo, poprawiając zamek kurtki.
            Swoją drogą, gdy tak na niego patrzyłam, zrobiło mi się jeszcze zimniej. Ja i Miranda byłyśmy ubrane chyba w pięćdziesiąt warstw ubrań. Za to Leo wyglądał jakby wybierał się na wiosenny spacerek. Wzdrygnęłam się i wcisnęłam głowę głębiej w wełniany szalik.
            - No to, w którą stronę do naszego celu? - spytał chłopak.
            Miranda skinęła głową w kierunku 50 ulicy. Po chwili ruszyła razem z Leo w tamtą stronę. Ja jednak nie ruszałam się z miejsca. Stałam w miejscu, wpatrując się w wysokie wieżowce, ozdobione światełkami drzewa... Nawet na Music Hall, Radio City, usadowione na parterze budynku po drugiej stronie ulicy. Czymkolwiek było, również nie mogłam oderwać od tego wzroku.
            - Bogowie, Lynn – usłyszałam lekko zniecierpliwiony głos Leo. Po chwili poczułam jak chwyta mnie za rękę i ciągnie za sobą – Zaraz cię zgubimy, a Chejron nam tego nie wybaczy.
            Mruknęłam coś niezrozumiałego w odpowiedzi, wciąż podziwiając wszystko dookoła. Szliśmy we trójkę. Sklepy, które mijaliśmy były raczej przeznaczone dla ludzi bogatszych – markowe ubrania, jubilerzy... Przecisnęliśmy się przez tłum ludzi, czekających w kolejce na taras obserwacyjny, a po chwili skręciliśmy w deptak, który doprowadził nas do ogromnej choinki ozdabiającej Rockefeller Center. Była to jedna z najbardziej znanych choinek świątecznych w świecie i trzeba było przyznać, ze robiła na człowieku ( i na herosie także!) ogromne wrażenie. Miliony kolorowych światełek błyszczało na jej zielonych gałązkach, przywodząc mi na myśl sufit z domku Mirandy. Spojrzałam na nią ukradkiem. Próbowała to ukryć, ja jednak dobrze widziałam, że ona także nie może się na ten widok napatrzeć.
            - O której ma być Drake? - spytał Leo, spoglądając na zegarek na swoim nadgarstku.
            - Wpół do – odparłam, po czym spojrzałam na złoty posąg Prometeusza znajdujący się poniżej choinki. To tam umówiliśmy się z synem Hypnosa.
           Zeszliśmy po schodach, a w końcu stanęliśmy między barierką ogromnego lodowiska, a kamiennym murkiem, oddzielającym nas od fontanny pośrodku której stał pomnik. Nad nim stała wcześniej wspomniana choinka, od której wciąż nie mogliśmy oderwać wzroku. Mimo że stosunkowo niedawno Leo i Miranda narzekali na monotonię świąt, ten widok wywarł na nich niemałe wrażenie. Staliśmy jak kołki, z uniesionymi głowami wpatrując się w migające światełka i nie zwracając uwagi na białe śnieżynki opadające nam na twarze.
            - Miranda! Lynn! Leo! - usłyszeliśmy nagle tak znany nam głos.
            Oderwaliśmy się od choinki i spojrzeliśmy w kierunku, z którego dobiegał. Naszym oczom ukazał się Drake, sunący przez tłum i ciągnący za sobą jakąś kobietę.
            Ubrana była w długą, kolorową spódnicę zdobioną w najróżniejsze wzory, spod której wystawały końcówki brązowych, skórzanych butów. Zarzucony miała na siebie beżowy, zamszowy płaszczyk obszywany sztucznym futrem, a przez szyję przerzucony miała niewiarygodnie długi, wełniany szalik w identycznej kolorystyce co spódnica. W jej uszach podzwaniały srebrne kolczyki w kształcie słoni, a na ręce miała wciągnięte puchate rękawiczki. Rude włosy miała upięte w luźnego koka, z którego wydostało się mnóstwo niesfornych kosmyków. Zielone oczy błyszczały radośnie, a w niedużym, nakrapianym piegami nosie miała ledwo widocznego kolczyka w kształcie obręczy.
            Syn Hypnosa dotarł do nas przed rudowłosą kobietą. Potraktował mnie niedźwiedzim uściskiem i przybił piątkę z Leo. No i oczywiście gapił się na Mirandę jak piekielny ogar na dziesięć kilo mięsa, a ona tylko skinęła głową.
            - Jak przekonaliście Chejrona? – zapytał Drake.
            - Lynn chodziła za nim trzy godziny – odpowiedział mu Leo.
            - Nieprawda – zaprzeczyłam urażona – Tylko dwie i czterdzieści minut.
            - Och Drake, skarbie, uszanuj proszę wątłe i słabe jak pierwszy mlecz po srogiej ziemie, nogi swojej matki – rudowłosa kobieta, teraz już wiadomo, że pani Sherman, stanęła zdyszana obok swojego syna.
            - Mamo – zaczął uroczyście Drake – To moi przyjaciele, Lynn i Leo – wskazał na nas rękę.
            Wyszczerzyliśmy zęby w uśmiechu.
            - A to jest Miranda – Drake powiedział to tak znaczącym tonem i zrobił przy tym taką minę, że musiałam zakryć usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem.
            - Kochana, tyle o tobie słyszałam! – wykrzyknęła pani Sherman i podbiegła, żeby uścisnąć Mirandę. Córka Nyks zesztywniała – Mówiłeś, że jej włosy są czarne jak nocne niebo– zwróciła się do swojego syna – Och Draki, gdzie ty masz oczy? Nocne niebo, nawet w najciemniejszą noc nie ma takiego odcienia… Włosy tej uroczej młodej damy wyglądają jak … Ropa!
            Miranda zaniemówiła. Nie wiedziała jak ma się zachować. Od razu pokochałam tę kobietę.
            - Bardzo miło panią poznać – powiedziałam.
            - Wzajemnie kochanie – odparła – Zupełnie nie przypominasz siebie z moich wyobrażeń. Drake mówił, że zwykle nie jesteś zbyt miła, a wyglądasz całkiem słodko …
            - Zapewniam cię mamo, że o Lynnette można powiedzieć dużo, ale na pewno nie to, że jest słodka – wtrącił Drake.
            - Słuchaj matki, gówniarzu – rzuciłam z uśmiechem w stronę syna Hypnosa.
            - Shhh – mama Drake przytknęła palec do ust – Moja piosenka!
            Wyłapałam melodie. Była bardzo … skoczna i pozytywna.
            - I been runnin’ round an’ round – zaczęła śpiewać pani Sherman.
            - Mamo, proszę – powiedział rozpaczliwie Drake.
            - On a tightrope, baby! – wykrzyknęła matka Drake, tak głośno, że ludzie w promieniu dziesięciu metrów spojrzeli w naszą stronę.
            Teraz już nie mogłam powstrzymać parsknięcia, Leo od dawna trząsł się ze śmiechu. Nawet Miranda zasłoniła usta dłonią. Drake natomiast, użył dłoni do pacnięcia się nią w czoło.
            - Skarbie, całe dzieciństwo słuchałeś London Boysów i jakoś ci to nie przeszkadzało – to powiedziawszy ruszyła przed siebie tanecznym rokiem i chcąc nie chcąc poszliśmy za nią.


            Nie wiem ile dokładnie chodziliśmy po sklepach. Większość z nich była z ubraniami, a te zazwyczaj omijaliśmy. Wstąpiliśmy tylko do jednego sklepu z materiałami, pani Sherman wypatrzyła materiał, z którego uszyje sobie kreację idealną na świętowanie przyjścia Nowego Roku. Ów materiał był … Cóż, jak dla mnie przypomniał zszyte ze sobą worki na ziemniaki, pomalowane farbami plakatowymi. Nikt nie zwracał na nas większej uwagi, do czasu wizyty w sklepie z narzędziami ogrodowymi. Tam właśnie Leo wsiadł na jedną z wielkich kosiarek, uruchomił ją (podobno niechcący) i wjechał nią w półkę ze szklanymi donicami. Uciekaliśmy przed ochroniarzem przez połowę centrum. Myślałam, że już po nas, kiedy mama Drake zaczepiła butami o swoją wielobarwną spódnicę i prawie upadła. Uratował ją facet w stroju bałwana. Koleś już chyba przestanie być altruistą, bo Drake zobaczył w jego czynie świetną okazję. Popchnął biednego faceta-bałwana na goniącego nas ochroniarza. To dało nam trochę czasu i udało nam się schować w ogromnym sklepie z książkami i płytami.
            Mirandzie taki obrót spraw bardzo przypadł do gustu. Od razu zniknęła między półkami. Mama Drake także. Leo postanowił dobrać się do kas fiskalnych. Chciał dodać do każdego paragonu napis „ Twoje pieniądze zostaną przeznaczone na akcję >> Ratujemy małe satyrki! <<. Kozłonogi życzą Wesołych Świąt!”. I chyba nawet mu się to udało. Ja i Drake udaliśmy się do stanowisk, gdzie można posłuchać muzyki przez słuchawki.
            Podeszłam do jedynego wolnego, na ekranie widniała informacja, że leci „Make it stop” – Rise Against. Nic mi to nie mówiło, ale założyłam słuchawki. Okazało się to jedną z najlepszych decyzji tego dnia.
            - To jest genialne! – wykrzyknęłam i podałam słuchawki Drake’owi.
            - „Który bóg wypędziłby nas od siebie?” – zacytował teatralnym głosem – „Który bóg mógłby…”*. Och Lynnette, nie wiedziałem, że jesteś taka romantyczna! Jestem pewien, że bogowie wysłuchają twoich…
            Przerwałam ten idiotyczny komentarz trzepnięciem go po ramieniu.
            - Nie znasz się – odebrałam mu słuchawki i wysłuchałam piosenki do końca. Postanowiłam sama zadbać o swój gwiazdkowy prezent i kupiłam całą ich płytę.
            Posiedzieliśmy tam jeszcze trochę. Miranda próbowała wymusić na jednym z pracowników rabat na książki, ponieważ  brakowało jej pieniędzy śmiertelników na wszystkie, które chciała kupić. Drake zaoferował, że zapłaci za te książki. Widać było, że ta propozycja bardzo ją kusi, ale jej duma zwyciężyła i musiała ograniczy się do zaledwie trzech sztuk.
            Kiedy przyszła pora obiadu udaliśmy się do części restauracyjnej. Wszędzie były ogromne kolejki. Jednak mama Drake była na to przygotowana. Usiadła po turecki na ziemi, bo oczywiście wszystkie stoliki były zajęte i wyciągnęła z torby pudełko z kanapkami. Usiedliśmy koło niej i zabraliśmy się do jedzenia. Kanapki były smaczne, ale wszystkie tylko z warzywami.
            - Mama jest wegetarianką – szepnął do mnie Drake. Sama pani Sherman raz po raz przygryzała kawałek jakiejś zieleniny. Strzelam, że był to kawałek szpinaku.
            - Muszę iść na jogę – powiedziała, kiedy skończyliśmy jeść – Idziecie ze mną?
            - Eee … - zaczął Drake. Żadne z nas nie miało na to najmniejszej ochoty. Z opresji uratowała nas, o dziwo, Miranda.
           - Valdez, stawiam dwie złote drachmy, że jestem lepsza od ciebie w jeździe na łyżwach – rzuciła wyzywająco.
            - A więc, stan twojego konta dzisiaj stopnieje, moja droga – powiedział Leo, wstając – Właśnie patrzysz na mistrza jazdy figurowej!
            I tym sposobem my poszliśmy na lodowisko, a mama Drake na zajęcia z jogi. Lodowisko znajdowało się zaraz przy centrum, tuż obok pięknej choinki.
             Okazało się, że Leo wcale nie umie jeździć na łyżwach. Cóż za niespodzianka. Wywalał się co jakieś pięć metrów. Miranda natomiast, jeździła bardzo dobrze, trzeba jej to przyznać. Mi na początku szło kiepsko, ale z pomocą Drake szybko załapałam o co chodzi. Właśnie bawiliśmy się w berka (zgadnijcie kto był berkiem, po raz szósty…), kiedy usłyszeliśmy zdumiony okrzyk.
            - Gdzie ona jest? – krzyknęła jakaś kobieta. Wszystkie głowy zwrócone były w stronę wielkiej choinki. A właściwie na miejsce, w którym stała jeszcze kilkadziesiąt sekund temu.
            Przez jedną krótką chwilę staliśmy (no... Leo leżał) oniemiali, podobnie jak wszyscy, który znajdowali się Rockefeller Center.
            Nagle zapanowało ogólne zamieszanie. Ludzie przekrzykiwali się nawzajem; jedni krzyczeli, że choinka zniknęła, a inni, że przecież wciąż stoi.
            Spojrzeliśmy na siebie przerażeni.
            - Myślicie o tym samym co ja? - spytał Drake.
            Potaknęliśmy głowami.
            Nie byłam do końca pewna, czy Drake też myśli, że to sprawa świata bogów greckich, w końcu to był Drake, a po nim naprawdę różnych rzeczy można się spodziewać, ale doszłam do wniosku, że w tej chwili wszyscy myśleliśmy o jednym.
            Miranda jednym szybkim ślizgiem ruszyła w kierunku wyjścia z lodowiska, a syn Hypnosa zaraz za nią. Spojrzałam pospiesznie na Leo, który nieudolnie próbował wstać z lodowej powierzchni.
            - Na wszystkich bogów, Valdez... - jęknęłam cicho, pomagając mu się podnieść – Szybko, bo Miranda i Drake uratują świat bez nas.
            Jakimś cudem dotaszczyliśmy się do bramki, co było dodatkowo utrudnione przez spanikowanych śmiertelników. Najszybciej jak tylko potrafiliśmy ściągnęliśmy łyżwy i włożyliśmy swoje buty, które podał nam Drake (nie wiem jak zakosił je z kasy lodowiska, ale postanowiłam nie wnikać).
            - Och bogowie, trzeba ich jakoś uspokoić! - jęknęła Miranda. Ze zniesmaczoną miną obserwowała przerażony tłum.
            Spojrzeliśmy bezradnie na miejsce, gdzie jeszcze niedawno stała choinka.
            - Najlepiej by chyba było postawić ją znowu -stwierdziłam  - Albo podobną przynajmniej, dopóki nie znajdziemy tej oryginalnej.
            - No jasne, Montrose! - warknęła Miranda – Szkoda tylko, że podobną choinkę zostawiłam w innych spodniach!
            - Mózg chyba też – mruknęłam, jednak przez panujący zgiełk chyba tego nie dosłyszała. Może to i lepiej?
            - Nie no, coś trzeba zrobić i to szybko – powiedział Drake, widząc wzrastający strach ludzi.
            Obstawiam, że nie mieli jeszcze okazji być świadkami wyparowania wielkiej, prawie trzydziestometrowej choinki.
            - Mgła – odezwał się nagle Leo, na co wszyscy zwróciliśmy głowy w jego stronę - Trzeba coś zrobić z Mgłą.
            - Leo, nie jesteśmy Hazel – westchnęłam – Nie umiemy nad nią panować.
            - Nie... Ale mamy coś innego.
            Spojrzeliśmy zaciekawieni na Mirandę.
            - Ja... Ja mogę spróbować użyć mocy iluzji – powiedziała.
            Nie miałam zielonego pojęcia na czym jej moc polega, ale skoro twierdziła, że to może wypalić, postanowiłam jej zaufać.
            Leo i Drake także się zgodzili, potakując głowami.
            Miranda zamknęła oczy i złożyła dłonie tak, jakby coś w nich trzymała. Po chwili spomiędzy jej palców zaczęła wypływać błękitno-srebrna mgiełka, sunąc tuż przy ziemi w kierunku Prometeusza. Zanim się obejrzałam, mgiełka płynęła już po całym widocznym placu, spotykając się w miejscu, gdzie powinna stać choinka, unosząc się, zwijając i splatając, by ostatecznie zamigotać milionem kolorów i uformować idealną kopię naszej zguby.
            Patrzyliśmy na dzieło Mirandy z zachwytem.
            Przez krótką chwilę wyglądało na to, że śmiertelnicy uwierzyli w podróbkę. Zaraz jednak ponownie zaczęli panikować. Oni naprawdę są niewiarygodnie głupi.
            - O Zeusie, nie mam już do nich siły – córka Nyks bezradnie opuściła ramiona.
            - Drake, ty nie możesz niczego zrobić? - spytałam z nadzieją – W końcu potrafisz kombinować z ludzką podświadomością.
            - Nie kiedy mam do przekombinowania setki półpustych śmiertelnych mózgów – westchnął chłopak – Poza tym to bardzo wyczerpujące zajęcie.
            - Spróbuj – nalegałam – Mamy nektar i ambrozję.
            Na potwierdzenie moich słów, Leo wyciągnął ze swojego pasa na narzędzia batonik ambrozji.
            Drake spojrzał niepewnie to na batonik to na spanikowany tłum.
            - No dobrze, spróbuję.
            Przyłożył po dwa palce do swoich skroni i zaczął coś szeptać. Kilka sekund później zapanowała cisza, przerywana tylko odległymi, przytłumionymi odgłosami miasta i muzyką puszczoną z radia.
            Spojrzeliśmy na siebie z Leo i Mirandą w napięciu. To był wciąż ten sam Drake, ale jednak jakiś inny. Jego dziwny szept przyprawiał mnie o ciarki na plecach. Dodatkowo wygląd. Jego oczy zmieniły barwę i były teraz przerażająco jasne. Przypominały sople lodu zwisające z dachów. Poza tym coś się w nim zmieniło. Nie da się tego ująć słowami, bo wglądał tak jak zawsze. Ale patrząc na niego, miałam wrażenie, że mógłby mnie zgnieść tylko za pomocą swojego kciuka. Całkowicie nie pasowało to do obrazu łagodnego i przyjaznego Drake'a, którego zawsze znałam. Mimowolnie zaczęłam się bać.
            - Spokojnie, Lynn – usłyszałam uspokajający głos Leo, a chwilę później poczułam jego dłonie na moich ramionach – Jeszcze chwila.
            Zaczęłam czuć wyrzuty sumienia, że to ja nalegałam, by Drake to zrobił. A jeżeli już taki zostanie? Jeżeli już zawsze będę się go bać? Chciałam to przerwać, jednak w tej samej chwili świat jakby eksplodował.
            Rockefeller Center na nowo wybuchło gwarnymi rozmowami i śmiechami śmiertelników, każdy z nich kontynuował to co robił wcześniej, jakby wydarzenia sprzed paru chwil nie miały w ogóle miejsca.
            Z zaskoczenia wyrwał mnie gwałtowny ruch Leo i Mirandy, którzy rzucili się na tracącego równowagę Drake'a.
            Pomogłam im odciągnąć go na pobliską ławeczkę. Leo wyciągnął batonik i jako, że syn Hypnosa wyglądał jakby przed chwilą opuścił Podziemie, pozwolił mu zjeść cały.
            - Wszystko gra? - spytałam zatroskana, siadając obok niego.
            - Pewnie – Drake energicznie pokiwał głową – Macie jeszcze trochę ambrozji?
            - Skoro tak świetnie się czujesz, to jej nie potrzebujesz – stwierdziła Miranda i ruszyła w kierunku choinki, nawet się za nami nie oglądając.
            - Ona jest niemożliwa – mruknęłam i pomogłam Drake'owi wstać.
            Wciąż nie odzyskał pełni sił, a jako, że Miranda nie widziała, daliśmy mu z Leo jeszcze pół batonika.
            - Chciałaś chyba powiedzieć niesamowita – poprawił mnie syn Hypnosa. Ruszyliśmy za Mirandą, a może lepiej powiedzieć, że z Drake'm, który ani na moment nie tracił córki Nyks z oczu, pomimo że ja dawno zgubiłam ją w tłumie śmiertelników.
            Po chwili dogoniliśmy ją. A przynajmniej ja i Drake.
            - Gdzie zgubiliście Valdeza? - Miranda rozejrzała się dookoła.
            Poszliśmy za jej przykładem. Zauważyliśmy Leo, uważnie studiującego posąg Prometeusza.
            - Ja go kiedyś zabiję – mruknęła Miranda.
            Przecisnęliśmy się przez tłum, aż w końcu stanęliśmy obok syna Hefajstosa.
            - Valdez, nie mamy czasu – warknęła córka Nyks.
            Leo nie zwrócił na nią większej uwagi.
            - Valdez!
            - Czekaj – uspokoiłam ją. Widziałam, że mózg Leo pracuje na najwyższych obrotach i to nie z powodu byle czego – Daj mu chwilę. I tak nie mamy konkretnego planu.
            Miranda zacisnęła usta w wąską kreskę, skrzyżowała ramiona, ale nic nie odpowiedziała.
            - To automat – powiedział nagle Leo.
            Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.
            - Nie, Leo, to zwykły pomnik – powiedział Drake w taki sposób, jakby syn Hefajstosa był niesfornym dzieciakiem, nie potrafiącym zrozumieć dodawania – Automaty są prostokątne i w momencie, gdy wrzucisz do nich monety śmiertelników, wyskakują ci z nich puszki albo paczki z jedzeniem.
            - Sherman, powiedz mi, czy to ty tu jesteś dzieciakiem boga maszyn, czy on? - spytała Miranda, wywracając oczami.
            - Nie wiem, co to za syn Hefajstosa, który nie potrafi odróżnić posągu od automatu.
            Leo chyba nawet nie słyszał ich rozmowy, zbyt zajęty analizowaniem faktów.
            Po chwili odwrócił się w naszą stronę.
            - To automat – powtórzył – Automaty są jak roboty, ale są bardziej od nich rozwinięte. Mają niesamowicie skomplikowany układ, bo...
            - Leo – przerwałam mu – Przejdź do sedna, i tak nie zrozumiemy twoich mechanicznych tłumaczeń.
            - No tak – chłopak podrapał się po głowie – To maszyny zbudowane przez Dedala lub Hefajstosa, służące obronie Olimpu. Aktywowane są przez komendy głosowe i... i myślę, że ten mógłby nam pomóc odnaleźć choinkę.
            - Ale skoro, one służą do obrony Olimpu, to jak chcesz to zrobić? - spytałam.
            - Och, ale ten jest dziełem Hefajstosa.
            Nie pytałam jaką to robi różnicę. Po prostu czekałam. Leo sięgnął do swojego pasa i wyciągnął z niego mały notatnik. Szybko go przekartkował.
            - Mam! - uśmiechnął się zadowolony, po czym wskoczył na murek, zadzierając wysoko głowę, tak by móc dobrze widzieć automat.
            - Leo... - zaczął niepewnie Drake.
            Poszłam za jego spojrzeniem. Nie była to chyba najlepsza z moich decyzji życiowych, jako, że moim oczom ukazał się ochroniarz, którego cudem udało nam się zgubić w centrum. Teraz widząc Leo, wyglądającego jakby miał zamiar wskoczyć do fontanny z Prometeuszem, rozeźlił się jeszcze bardziej.
            - Sekwencja rozkazów: Hefajstos Dwieście Dwadzieścia Osiem. Służba. Rozpoczynamy Aktywację.
            W momencie, gdy Leo wypowiedział ostatnie słowo, rozległ się cichy dźwięk przestawianych przekładni, ocierającego się o siebie metalu i szczęku kół zębatych. Po chwili, złoty posąg Prometeusza zeskoczył ze swojego miejsca i stanął tuż obok nas. Był ogromny, ledwo co dosięgaliśmy mu do kolana. W myślach dziękowałam wszystkim bogom, a to, że skromny kawałek materiały osłaniający krocze Prometeusza nie zsunął się po tym, jak przyjął pionową pozycję. Mgła chyba zrobiła swoje, bo ochroniarz zamrugał zdezorientowany i odszedł. 
            - Rozkaz specjalny L8/13 – powiedział głośnym tonem Leo – Wskaż miejsce przebywania choinki z Rockefeller Center.
            Nie muszę chyba mówić, jak śmiesznie to zabrzmiało. Prometeusz przez chwilę analizował słowa wypowiedziane przez herosa, po czym ruszył przez tłum w kierunku Pięćdziesiątej Ulicy. Niewiele myśląc skoczyliśmy za nim.
            Śmiertelnicy nie zwracali na niego większej uwagi. Tylko niektórzy oglądali się i wskazywali na niego palcami, szepcząc coś pomiędzy sobą. Nie wiem co widzieli, jednak niewiele mnie to obchodziło w tamtej chwili.
            W końcu Prometeusz się zatrzymał. Rozejrzałam się i spostrzegłam, że znaleźliśmy się na końcu deptaka. Automat kucnął  i jednym ruchem otworzył studzienkę, prowadzącą do przejść kanalizacyjnych Nowego Jorku. Wyprostował się, zasalutował, po czym ruszył z powrotem na swoje miejsce.
            - Ej, ziomek! - krzyknął za nim Drake – Ja tam żadnej choinki nie widzę! - a gdy posąg wciąż nie zareagował, dodał – Dobra! Powiem twojemu ojcu!
            Parsknęłam śmiechem, Miranda tylko wywróciła oczami.
            - No więc... - Leo spojrzał zmieszany na zionącą w chodniku dziurę – Coś mi się wydaje, że teraz musimy tam zejść.
            - W takim razie, panie przodem – Drake uśmiechnął się szeroko, rozkładając ramiona.
            Popatrzyłyśmy się na siebie z Mirandą niepewnie.
            - Ech, no dobra, pójdę pierwsza – zaoferowała się łaskawie i zaczęła schodzić w dół po metalowej drabince.
            Ruszyłam za nią. Następny w kolejce był Leo, a zaraz po nim Drake.
           Czułam chłód metalowych szczebli przebijający się przez moje rękawiczki. W zejściu robiło się coraz ciemniej, aż w końcu otwór przez który weszliśmy był tylko małą, ledwo zauważalna kropką. W tamtym momencie już nic nie widziałam, schodziłam tylko na wyczucie.
            Po chwili usłyszałam dziwny dźwięk, jakby coś wpadło do wody. Domyśliłam się, że Miranda znalazła się na dole. Cwaniara, widzi w ciemnościach, więc może sobie pozwolić.
            Pokonałam jeszcze parę szczebli i w końcu moja prawa noga nie natrafiła na żadne oparcie. Przełknęłam głośno ślinę i skoczyłam. Na szczęście od ziemi dzielił mnie zaledwie metr.
            - Myślałam, że będziesz tam wisieć cały dzień – mruknęła Miranda.
            - Coś ty, zawsze chciałam odbyć spacer po nowojorskich kanałach – uśmiechnęłam się słodko – Zwłaszcza z tobą.
            - Och, Lynn – szepnął Leo tuż koło mojego ucha – Mogłaś powiedzieć, już dawno bym się tu zabrał.
            Walnęłam go łokciem w brzuch.
            - Uups, wybacz tu jest tak ciemno …
            - Właśnie Leo – wtrącił Drake – Mógłbyś?
            Z palców syna Hefajstosa wystrzeliły płomienie. Przyjrzałam się moim towarzyszom. Starali się być pewni siebie, ale miny mieli niepewne. Wiedziałam, że wyglądam podobnie.
            - No to … W którą stronę? – zapytał Valdez.
            Wszyscy milczeliśmy, aż w końcu córka Nyks schyliła się w poszukiwaniu czegoś. Obserwowaliśmy ją w milczeniu. Minęło kilka chwil zanim się podniosła, trzymając w ręku dwa małe kamyki.
            - Teraz cicho – nakazała i rzuciła jeden z nich w lewą stronę. Rozległo się echo odbijania się kamienia o posadzkę. To samo uczyniła z drugim kamieniem, tyle że rzuciła go w prawą stronę. Przez chwilę nasłuchiwaliśmy.
            - Cholera – mruknęła Miranda.
            - Wiesz – zaczął Leo – Skoro tak bardzo ci się nudzi, możesz wejść na górę i dołączyć do pani Sherman na zajęciach …
            - Cicho Valdez – warknęła – Po której stronie echo było głośniejsze? – zapytała nas wszystkich.
            - Myślę, że z lewej – odezwał się Drake – Ale o czym to świadczy?
            - Więc idziemy w prawo – odpowiedziała – Skoro tam echo było mniej wyraźne, tam musi coś być.
            To miało sens, ale coś mi nie pasowało.
            - Myślę, że powinniśmy iść w lewo – powiedziałam.
            - A wiesz to, bo…? – zapytała córka Nyks z rezerwą.
            - Bo wiem, po prostu tak czuję – kolejny już raz nie wiedziałam jak coś wytłumaczyć, to troszkę irytujące.
            - Chyba powinniśmy posłuchać Lynnette – przyszedł mi z pomocą Leo – Nico też ma takie coś … to znaczy taką orientację pod ziemią.
            - No dobra – zgodziła się po chwili Miranda – Ale jeśli pójdziemy w tamtą stronę na darmo, to własnoręcznie wrzucę cię do tych ścieków – obróciła się w lewo i ruszyła przed siebie. Oczywiście Drake zaraz za nią. Wymieniliśmy z Leo znaczące spojrzenia i poszliśmy za nimi.


            W miarę jak posuwaliśmy się do przodu, tym było ciemniej i bardziej śmierdziało. Sprzeczaliśmy się co jakieś pięć minut. Prawie doszło do poważnego rękoczynu, kiedy Drake wepchnął mnie w pajęczynę. Okazało się, że Miranda boi się szczurów, a Leo znalazł setki małych śrubek i uszczelek.
            Pierwszą oznaką tego, że się do czegoś zbliżamy była zmiana temperatury. Zrobiło się ciepło nie do wytrzymania. Zdjęliśmy warstwy naszych ubrań, no przynajmniej ja i Miranda. Kolejną oznaką była zmiana zapachu. Nadal śmierdziało, ale jakoś inaczej. Aż w końcu zrobiło się jaśniej. Leo zgasił płomień, zaczęliśmy poruszać się ciszej (w każdym razie Drake się starał) i rozmawialiśmy szeptem.
            Właśnie rozmawiałam z Leo o tym gdzie polecimy, jaki już naprawi Festusa, kiedy Drake zaczepił o coś i się wywalił.
            - Na laskę Hypnosa… - mruczał niezadowolony – Co to było?
            - Dynia – odpowiedziała Miranda patrząc na coś turlającego się po ziemi. Rzeczywiście, była to dynia. Trochę już zgniła, ale nadal było widać wyciętą w niej maskę.
            - Szczury urządzały Halloween? – Leo jak zawsze musiał strzelić coś błyskotliwego.
            - Obstawiam pająki – powiedziałam i ruszyłam dalej. Przeszłam kilka metrów i napotkałam dziesiątki baloników w kształcie serca, z których już prawie zeszło powietrze. Idąc przed siebie co i rusz napotykaliśmy jakieś świąteczne dekoracje. Aż w końcu doszliśmy do miejsca, gdzie tunel kanalizacyjny zamienia się w mniejsze kanaliki rozchodzące się na wszystkie strony świata. Tutaj było więcej miejsca; posadzka zajmowała większość powierzchnię. To znaczy tak było teoretycznie. W praktyce, prawie każdy centymetr kwadratowy był zajęty.
            Wyobraźcie sobie wielki składzik, do którego wrzuca się dekoracje z każdego powszechnego święta. To właśnie było to. W życiu nie wiedziałam (i zapewniam was, że wy też nie wiedzieliście) tylu wielkanocnych jajek w jednym miejscu. A zajączków było przynajmniej dwa razy tyle. Miliony lampek choinkowych, tysiące świecących serduszek, setki tysięcy bombek. Konfetti, serpentyny i inne przeróżne papierowe ozdoby leżały tu kilogramami. A na samym środku leżała nasza zguba.
            To znaczy, jeżeli mówimy o czymś takich rozmiarów, to ciężko to opisać. Czubek choinki znajdował się po jednej stronie ścieków, a pień po drugiej. Spora część choinki była w nich zanurzona. Skrzywiłam się mimowolnie. Jednak skrzywiłam się jeszcze bardziej, kiedy gałęzie choinki zaczęły się ruszać i spomiędzy nich wyszło całkiem spore … coś.
            Miranda chyba myślała najtrzeźwiej z nas wszystkich, bo pociągnęła nas za stos pudeł z atrapami prezentów. Okazało się to bardzo dobrą decyzją.
            Leo zniknął za pudłami dokładnie w tej chwili, kiedy to coś wyplątało się z gałęzi i odwróciło w naszą stronę. Cóż mam nadzieję, że macie całkiem dobrze funkcjonującą wyobraźnie, bo naprawdę ciężko jest opisać ten widok. Stwór okazał się cyklopem, co to tego miałam pewność. Poza tym trudno stwierdzić coś jeszcze, wyglądał jak reklama tego całego miejsca.
            Na głowie miał wianek z jajkami wielkanocnymi, cały poobwieszany był światełkami, do pasa miał przeczepione kilka dyń. No i był ubrany w strój Świętego Mikołaja.
            - Właśnie zniszczył moje dzieciństwo – szepnął Drake.
            Rozumiałam co miał na myśli.
            Cyklop zaczął się krzątać koło gałęzi, podśpiewując jakąś wesołą piosenkę. Mamie Drake’a na pewno by się spodobała.
            - Moja piękna – mruczał gardłowym głosem – Nareszcie tu jesteś.
            - Do kogo on gada? – zapytałam.
            - Jesteś jeszcze piękniejsza z bliska – cyklop schylił się i pocałował jedną z bombek.
            - On … Mówi do choinki – szepnęła Miranda, wyglądała jakby bardzo starała się nie wybuchnąć śmiechem.
            - Jesteśmy razem – warczał cyklop – Tyle na to czekałem!
            - Cyklopy są strasznie głupie – szepnął Leo – Ale ten tutaj … - zaśmiał się pod nosem.
            - Dobra, znaleźliśmy choinkę. Teraz trzeba jakoś unieszkodliwić naszego nowego znajomego i wymyślić jak wydostać choinkę na powierzchnię.
            - Najpierw cyklop – Miranda spojrzała na nas uważnie – Macie broń?
            Ja oczywiście miałam swój miecz, Leo zazwyczaj nie potrzebował broni. Drake natomiast zamknął oczy i wyszeptał kilka słów. W jego otwartej dłoni pojawił się zarazy miecza, a za chwilę prawdziwy miecz z krwi i kości. Otworzył oczy i uśmiechnął się do nas, jakby właśnie wygrał walkę z trzema Eryniami. Czasem miałam dość tych jego super zdolności. Miranda wyciągnęła z torby sztylet i niewielką procę. 
            - Myślę, że trzeba zaatakować go od tyłu – zaczął Leo (cyklop w tym czasie przytulał się do gałęzi) – Jeśli weźmiemy go z zaskoczenia powinniśmy dać radę bez problemu.
            - Dobra … - Drake niestety nie wysłuchał tego co miałam do powiedzenia, tylko już ruszył do działania. Szedł przed siebie pochylony, ukryty za stosami ozdób, z mieczem w gotowości.
            - Nie, ty lepiej tego nie … - w tej samej chwili, w której Miranda wypowiedziała te słowa, Drake stracił równowagę, ponieważ stanął na rozsypane małe bombeczki. Prawie udało mu się ustać. Prawie.
            Chwycił się jednego z halloweenowych szkieletów. Wydawało się, że sytuacją już jest pod kontrolą, kiedy szkielet wywrócił się pociągając za sobą pięć innych stojących obok niego.
            Syn Hypnosa miał przynajmniej tyle oleju w głowie, że od razu padł na ziemię. Cyklop, chociaż wielki, błyskawicznie puścił gałęzie, wyprostował się i ryknął z niezadowolenia.
            - Kto tu jest? – warknął i zaczął wąchać powietrze – Czuję cię … - wziął głęboki oddech – Was.
            Przeklęłam niezgrabność Drake. Zerwałam mój naszyjnik i w ręce pojawił mi się miecz. Już trzymałam go w gotowości, ale Leo położył mi rękę na ramieniu.
            - Jest strasznie wielki i ognioodporny – szepnął – Wychodzimy.
            - Co?! – myślałam, że się przesłyszałam.
            - Wychodzimy – powtórzył – Teraz jest już przygotowany do walki, mamy większe szanse, jeśli … Oj, po prostu mi zaufaj.
            Wahałam się przez chwilę. Potem uznałam, że ma racje, spojrzałam na Mirandę, ona też skinęła głową. Gestykulując dałam znać Drake’owi, żeby wstał i wyszliśmy z ukrycia.
            - Herosi – wysyczał cyklop z kwaśnym uśmiechem – Czterech herosów.
            - Och, gdzie nauczyli cię tak dobrze liczyć? – spytała Miranda ironicznie, za co zasadziłam jej kuksańca. Niepotrzebne mam było teraz rozwścieczenie cyklopa.
            - Niemiłe dziewczęta są najsmaczniejsze – zaśmiał się, jakby powiedział coś niezwykle śmiesznego – Zjem cię na deser.
            - Och, co za zaszczyt – mruknął Leo – To ja zawsze chciałem być deserem.
            - Widzisz Valdez, znowu jestem lepsza od ciebie – córka Nyks uśmiechnęła się słodko.
            - Polemizowałbym …
            - Ciszej mali herosi, ciszej – lamentował cyklop – Żarcie nie gada.
            - Swoją drogą, jak masz na imię? – zapytałam, chcąc grać na zwłokę – Sam rozumiesz, przed śmiercią chcemy znać tego potężnego cyklopa, który nas pożarł.
            - Bardzo potężnego! – wykrzyknął – Ty podobasz mi się bardziej, chyba ciebie zjem na deser.
            - Słyszałaś – zwróciłam się do Mirandy – Awansowałam na deser.
            Córka Nyks nie zdążyła nic odpowiedzieć, ponieważ cyklop ruszył w naszą stronę. Leo uniósł ręce do góry.
            - To jak będzie ee… kolego? Zdradzisz nam swoje imię? My też się przedstawimy. Zapewne słyszałeś o akcji „Wiem co jem”.
            Cyklop zatrzymał się.
            - „Wiem co jem”? – spytał zaskoczony – Acoto?
            - No wiesz … - zaczął niepewnie Leo , starając się coś wymyślić – W zdrowym ciele, zdrowy duch! – po czym dodał ciszej – Czy jakoś tak.
            - Chodzi o to – kontynuował – Że nie wszyscy herosi są jadalni. Niektórzy są trujący, bądź też ciężkostrawni. Musisz być świadomy, co ładujesz do żołądka.
            - Aaa! – wykrzyknął cyklop unosząc jeden palec w górę – Nadal nie rozumiem.
            - Widzę, że właśnie spędzasz urocze popołudnie z … ukochaną – odezwałam się – I chodzi nam o to, że my możemy wam to zepsuć. Jeśli nasz zjesz możesz mieć straszne bóle żołądka. Na przykład, jeśli o mnie chodzi, jestem trochę przeterminowana. A ona – wskazałam ruchem ręki na Mirandę – Naprawdę ciężkostrawna.
            - My też raczej do najlepszych herosów nie należymy – dodał Drake.
            - Właśnie – potwierdziłam – Leo jest pikantny, a Drake po prostu niesmaczny.
            - Przynajmniej jestem świeży – mruknął syn Hypnosa.
            - No więc, ty już nasz znasz – odezwał się Leo – Wszyscy znamy twoją ukochaną, tylko ty pozostajesz tajemniczy.
            - Jestem Minigniew, najpotężniejszy cyklop na tej planecie! – huknął, gwałtownie się prostując – Nie straszny mi żaden heros, nieważne jaki – zjem każdego!
            - Minigniew? – parsknęłam, po czym szybko zasłoniłam usta.
            - To znaczy, że twój gniew jest … mini? – Miranda prawie pokładała się ze śmiechu.
            - Moje imię powinno ci zamrozić krew w żyłach, marna półbogini! – ryknął.
            - Mi zamarzła … ale tylko mini – powiedział Drake. Parsknęliśmy śmiechem.
            - Nędzni półbogowie! – ryknął Minigniew (o Hadesie, dalej nie mogę się pozbierać po tym imieniu) – Myślicie, że jak wasz rodzic mieszka na Olimpie to możecie podważać autorytet kogoś tak potężnego jak ja?!
            - Prawdę mówić, mój tata nie mieszka na Olimpie – odparłam.
            - Mój także – dodał Drake.
            - Moja mama też tam raczej nie bywa – dorzuciła Miranda.
            - Mój tata chyba jednak preferuje swoje kuźnie – zakończył naszą wyliczankę Leo.
            Cyklop ryknął tak głośno, że cały tunel zadrżał.
            - Rozgniotę was i zjem! Nic mnie to nie obchodzi czy jesteście pikantni czy ciężkostrawni! – puścił się biegiem w naszą stronę – Zepsuliście mi humor, więc zacznę od deseru! – krzyczał w biegu.
            I zanim zdążyłam choćby się obrócić, był już przy mnie. Złapał mnie i ścisnął mocno. Na dodatek wypuściłam z ręki swój miecz.
             Szkoda, że jego uścisk nie był mini. Parsknęłam pod nosem, co może być niezbitym dowodem na to, że coś ze mną nie tak. Jestem już jedną nogą w Podziemiu, ale nadal śmieję się ze swoich własnych kiepskich żartów.
            Drake zaatakował cyklopa mieczem. Praktycznie od razu okazało się, że to na nic. Był za wielki.  Leo rzucił się na niego bez jakiejkolwiek borni, skończyłoby się to bardzo źle, gdyby Miranda go nie powstrzymała. Moi przyjaciele się rozproszyli.
            - Uciekajcie mali herosi – Minigniew zaśmiał się nosowo – Wystraszeni będzie smakować lepiej.
            - Widzę niezły z ciebie kawalarz! – krzyknęłam. Potem tego żałowałam, Minigniew potrząsnął mną, wyrzucił do góry i złapał przy samej ziemi. Czułam, że kanapki pani Sherman chcą wydostać się z mojego żołądka.
            Nie widziałam ani Leo, ani Drake, ani Mirandy przez co wpadłam w lekką panikę. A zaraz potem zrobiło się jeszcze gorzej. Cyklop wrzucił mnie do sań Świętego Mikołaja (realistyczny rozmiarów), ściągnął łańcuch choinkowy ze swojej szyi i mocno nim związał.
            - Pilnuj jej kochana – rzucił w stronę choinki i odszedł. Bogom niech będą dzięki, że był taki głupi. Miałam nadzieję, ze moi przyjaciele to wykorzystają i mnie uwolnią, ale przez straszliwie długi czas nic się nie działo. Już zaczynałam tracić nadzieję, kiedy pojawiła się Miranda. Zaczęła przecinać łańcuch.
            - Co ci tak długo zajęło? – zapytałam z wyrzutem.
            - Przymierzałam halloweenowe kostiumy – mruknęła. Przecięła zaledwie pierwszą część łańcucha, kiedy naszym oczom ukazał cię Minigniew. Miranda zaklęła i wcisnęła mi sztylet między kciuk a palec wskazujący prawej ręki. Cyklop stanął nade mną, a jej już nie było. Teraz z kolei ja zaklęłam. Wypuściłam sztylet i rzuciłam się w bok, żeby zakryć go własnym ciałem. Miałam nadzieję, że Minigniew nic nie zauważył.
            Chyba tak się stało, bo cyklop robił swoje. A mianowicie wzniósł do góry coś w rodzaju konewki i oblał mnie białą, gęstą cieczą. Jęknęłam. Kiedy oblał mi część twarzy, moja ciekawość zwyciężyła i przejechałam językiem pod nosem. Lukier. No pięknie, zostałam Podziemnym Piernikiem.
            Coś zaczęło się dziać. Minigniew ryknął niezadowolony, odstawił konewkę i z krzykiem zaczął za czymś gonić. Walczyłam z ciasno związanym łańcuchem i w końcu udało mi się wyciągnąć dłoń. Sięgnęłam po sztylet i zaczęłam przecinać łańcuch. Mozolna to była praca. Zraniłam się w rękę chyba z dziesięć razy, ale w końcu udało mi się poprzecinać uwięź na tyle, żeby siłą zerwać łańcuch. Cała się kleiłam, co tylko wszystko utrudniało. Wygramoliłam się z sani.
            Kolejna przedziwna scena. Miranda i Drake odciągali uwagę cyklopa, tylko jeszcze nie wiedziałam od czego. Córka Nyks strzelała z procy bombkami czy co tam jej wpadło pod rękę. Co i rusz trafiała w oko Minigniewa, co strasznie go rozzłościło. Drake atakował mieczem jego nogi. W pewnej chwili cyklop schylił się i już wiedziałam od czego odwracali jego uwagę. Leo siedział między gałęziami choinki i przymocowywał do niej fajerwerki. Nie wiedziałam po co to robi, ale musiałam pomóc Drake’owi i Mirandzie. Pobiegłam po mój miecz i rzuciłam się na cyklopa. Spróbujcie sobie wyobrazić jak ciężko co zrobić, będąc całym w lukrze.
            Trochę to trwało, skakaliśmy wokół z każdą chwilą bardziej rozwścieczonego cyklopa. W pewnym momencie Minigniew ryknął tak głośno, że aż zadzwoniło mi w uszach. Wziął spory zamach i wymierzył solidnego kopniaka. Była to prawa noga, więc to Drake oberwał, wyrzuciło go kilkanaście metrów w tył. Pamiętajcie! Zawsze wybierajcie lewą stronę!
            Miranda krzyknęła z frustracji. Podbiegła do mnie i zabrała mi swój sztylet. Cisnęła nim w cyklopa. Stałyśmy z boku, więc trafiła idealnie w lewe ucho. Ryk Minigniewa wstrząsnął chyba całym Manhattanem. Jedną rękę złapał się za zranione ucho, drugą miotał dookoła, przewracając wszystko na swojej drodze.
            - Gotowe! – usłyszałam krzyk Leona.
            - Gotowe co? – zapytałam Mirandę, uciekając przed cyklopem.
            - Musimy wejść na tę cholerną choinkę – odkrzyknęła i skręciła. Biegła w stronę leżącego na ziemi Drake, pobiegłam za nią. Byłyśmy przy nim w tym samym momencie.
            - Drake, rusz się! – krzyknęłam. Razem go podniosłyśmy, a on zaczynał już trochę kontaktować.
            Zaczęliśmy biec do choinki. Na nasze nieszczęście Minigniew zorientował się, co robimy.
            - Niee! – krzyknął – Moja ukochana! Co ci wstrętni herosi ci zrobili! Moja gwiazdko pachnąca!
            Miranda strzelała w jego oko, co skutecznie go zatrzymywało, ale nie mogła tego robić w nieskończoność. Musieliśmy go skutecznie unieruchomić.
            - Drake, potrzebujemy cię – syn Hypnosa nadal wspierał się na moim ramieniu – Musisz wszczepić coś w mózg Małego Gniewku, las przystrojonych choinek czy coś.
            - Chyba nie dam rady Lynn… - wyspał z trudem.
            - Spróbuj Drake!- krzyknęła córka Nyks, której kończyła się amunicja. Więcej zachęty Drake nie potrzebował. Zatrzymał się, zamknął oczy i położył dwa palce na skroni. Miranda wystrzeliła ostatnią bombkę, kiedy Minigniew stanął jak wryty. Zaczął mrugać okiem (całym zaczerwienionym), oniemiały.
            Wiedziałam, że to potrwa tylko przez chwilę. On był za duży, a Drake za słaby. I wtedy zobaczyłam coś, co prawdopodobnie ocaliło nam życie.
            Figurkę kupidyna. Kupidyn, jak to kupidynki mają w zwyczaju, trzymał łuk. Prawdziwy łuk z prawdziwą strzałą. Cieszyłam się, że jednak wzięliśmy ze sobą Mirandę.
            - Mirando, może zechciałabyś … - i wskazałam ręką na kupidyna. Córka Nyks nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko i zaczęła wspinać na pudła.
            Drake upadł na kolana. Cyklop nadal był otumaniony, ale syn Hypnosa był już na wyczerpaniu. Złapałam go za ramiona i zaczęłam ciągnąć w stronę choinki. Byliśmy już naprawdę niedaleko, kiedy jęknął i otworzył oczy. Minigniew stał jeszcze przez chwilę rozkojarzony, ale mogło to trwać najwyżej kilka sekund. To właśnie w tym momencie moje znalezisko uratowało nam życie.
            Miranda przywiązała światełka choinkowe do strzały i wystrzeliła ją przy samej ziemi, zaraz przy stopach cyklopa. Gdy tylko ruszył przed siebie, zaczepił stopą o światełka i runął częściowo na ziemię, częściowo do ścieków.
            Zanim zdążył się podnieść, z pomocą Leo wciągnęłam Drake na choinkę. Kilka sekund później dołączyła do nas Miranda.
            - Miłego wieczoru Mini Gniewku! Randka skończona! – krzyknął Leo – A wy się trzymajcie – zwrócił się do nas i wezwał płomienie. Chciałam zapytać co my tak właściwie robimy, ale on już odpalił fajerwerki.
            Przez kilka przerażających sekund nic się nie działo. Nagle fajerwerki odpaliły i choinka ruszyła przed siebie w stronę najszerszego tunelu.
            Mocniej przywarłam do gałęzi na której siedziałam, chowając głowę w szalik. Nawet nie chciałam na to wszystko patrzeć.
            Słyszałam radosny krzyk Leo, przerażony pisk Mirandy trzymającej kurczowo Drake'a, który ledwo co trzymał się na choince i szum gałęzi ocierających się o ściany kamiennego tunelu. Jazda ciągnęła mi się w nieskończoność. Miałam wrażenie, że jedziemy bez końca. Czułam, że jeszcze chwila i zwymiotuję.
            Bogom dzięki zaczęliśmy zwalniać. Podniosłam głowę.
            - Na Hefajsosa, co tak krótko? - jęknął niezadowolony Leo.
            Miał szczęście, że siedział tak daleko ode mnie, bo bym go chyba zepchnęła z tej choinki.
            Po chwili choinka zatrzymała się na dobre.
            Zsunęliśmy się na ziemię. Nigdy w życiu nie czułam się tak cudownie. Obiecałam sobie, ze nigdy więcej nie oderwę stóp od ziemi.
            Na trzęsących się kolanach podeszłam do ściany i oparłam się o nią.
            - Nienawidzę ciebie i wszystkich twoich idiotycznych pomysłów – mruknęłam, gdy Leo stanął obok mnie, ciągnąc za sobą ledwo żywego Drake'a.
            - On przynajmniej nie jest cały w lukrze – zaśmiała się Miranda, zgarniając palcem białą maź z mojego policzka – Całkiem smaczny, swoją drogą – dodała.
            - Teraz trzeba tą choinkę jakoś postawić na jej starym miejscu – stwierdziłam, ignorując jej komentarz.
            - Macie jakiś pomysł jak to zrobić? - spytał Leo.
            Zapanowała cisza. Każdy z nas myślał nad jakimś w miarę sensownym i możliwym do zrealizowania pomysłem. Nagle coś zaświtało mi w głowie.
            - Ja to zrobię! - krzyknęłam.
            Miranda uniosła brwi.
            - Montrose, wiem, że od zawsze próbujesz zgrywać bohatera, ale...
            - Ech, to nie ty umiesz podróżować cieniem, co?
            Te słowa wyraźnie ją zaskoczyły, jednak po chwili uśmiechnęła się.
            - No skoro tak...
            - Dasz radę zabrać całą naszą czwórkę, plus drzewko? - spytał Drake, który już powoli dochodził do siebie.
            - Nie mam pojęcia – spojrzałam niepewnie na choinkę – Nie podróżuję cieniem zbyt często, a choinka jest dość duża...
            - Dobra, nie zawracaj sobie głowy mną i Valdezem – stwierdziła Miranda – Weź ze sobą Shermana, bo nie wiem czy sam dojdzie o własnych siłach. My spotkamy się z wami na miejscu.
            Skinęłam głową i wyciągnęłam rękę do Drake'a. Złapał mnie za rękę, po czym oboje podeszliśmy do pnia choinki. Chwyciłam się jej i zacisnęłam mocno powieki. Podróżowanie cieniem nie należało do moich ulubionych środków transportu, ale jak mus to mus. Wyobraziłam sobie Rockefeller Center, a szczególnie miejsce, w którym mieliśmy postawić choinkę. Najmocniej jak tylko potrafiłam skupiłam się na tym konkretnym kawałku chodnika. Musieliśmy wylądować dokładnie tam, gdybyśmy tylko skoczyli parę metrów dalej, mielibyśmy dość spory problem z przestawieniem drzewka na prawidłowe miejsce.
            Pociemniało mi przed oczami. Nauczyłam się, by nie podróżować z otwartymi oczami, bo potem jest mi jeszcze bardziej niedobrze. Nie zdążyłam jednak o tym powiedzieć Drake'owi. No trudno.
            Pęd zimnego powietrza, dziwne i przerażające jęki, zawodzenia, szlochy i lamenty zagubionych dusz. I znowu te zimne dłonie, usilnie starające się zatrzymać nas w świecie cienia. Stopniowo traciłam czucie w całym ciele. Myśli zaczęły zlewać sie w strumień, wiedziałam, że w tamtej chwili byłam bardziej martwa niż żywa. 
            W końcu zostaliśmy wypluci do świata śmiertelników. Niepewnie otworzyłam oczy i z ulgą stwierdziłam, że znaleźliśmy się tam, gdzie zamierzałam. Choinka znowu stała na swoim miejscu, a ja i Drake, ledwo żywi klęczeliśmy na śniegu tuż obok niej.
            Syn Hypnosa położył się na wznak i odetchnął głęboko.
            - Lepsze to niż słuchanie cały dzień London Boysów – mruknął.
            - On a tightrope, baby! – zaśpiewałam cicho i położyłam się obok niego. Mój oddech powoli się uspokajał. Leżeliśmy tak przez chwilę, aż w końcu jakaś mała śmiertelna dziewczyna i jej mama stanęła nad nami i zaczęły dziwnie się przyglądać. Drake westchnął i zaczął poruszać nogami i rękami, tworząc w ten sposób aniołka na śniegu. Parsknęłam pod nosem i zrobiłam to samo.
            - Ja też chcę! – usłyszałam głosem, niewątpliwe należący do Leo. Po chwili dobiegł do nas i rzucił się na śnieg obok mnie. Miranda przyszła kilka chwil później. Przewróciła oczami, ale mimo to do nas dołączyła.
            I tak, robiących śnieżne aniołki, zastała na mama Drake. Jak się można było spodziewać, rzuciła się na śnieg obok swojego syna.
            Leżałam na śniegu jeszcze przez chwilę, i naprawdę, naprawdę bardzo nie chciało mi się wstawać, ale doszłam do wniosku, że nie mam ochoty na zapalenie płuc. Podniosłam się i spojrzałam krytycznie na moje, klejące się od lukru ubranie
            Za mną podnieśli się wszyscy. No oprócz pani Sherman, która klęczała jeszcze na śniegu i coś w nim bazgrała. Kiedy się podniosła, zobaczyłam, że podpisała każdego aniołka naszymi imionami. No i przy okazji poznałam jej imię. Aniołek obok aniołka o imieniu Drake, miał na imię Vivien. Mama Drake wyciągnęła z torby aparat fotograficzny i zrobiła aniołkom zdjęcie.
            - Do albumu – pani Viven schowała aparat z powrotem – Jak się jeździło?
            - Wystrzałowo – odpowiedział Leo.
            - Dekoracyjnie – dodała Miranda.
            - Trochę gniewnie – dorzucił Drake.
            - I bardzo lepko – podsumowałam. We czwórkę parsknęliśmy śmiechem. Na szczęście pani Sherman zadowoliła się tymi odpowiedziami.

           
______________________________________

To nie koniec moi drodzy! Mamy dla Was coś jeszcze! A mianowicie konkurs  neew-beginning! 
Chcemy zapoznać się trochę z twórczością naszych czytelników, dlatego mamy dla Was konkurs plastyczno-literacki :) 
Macie za zadanie narysować postać/postacie lub scenkę z naszego opowiadania albo napisać krótkie opowiadanie z naszymi postaciami w roli głównej! Tematyka dowolna, długość dowolna, liczymy na Waszą kreatywność! :) Prace wysyłamy na pastylki.na.gardlo@wp.pl do 6 stycznia włącznie:D Nagrodą jest publikacja pracy na naszym blogu i facebookowych fp a także włączenie Waszej postaci do naszego ff (więc pamiętajcie, by razem z pracą, podesłać do nas ogólny opis postaci, którą chcielibyście tu wrzucić :D)(:
Mamy nadzieję, że chociaż kilka osób weźmie udział, bo jak nie to naślemy na Was mamę Drake'a, która potraktuje Was szpinakiem! 

No i oczywiście życzymy Wam Wesołych Świąt, jak najlepszego Nowego Roku, żebyście dotrwali do BoO, żeby Rick był dla Was wspaniałomyślny i żebyście wytrzymali z nami i Lynn do końca! (:
Ach, no i jeszcze cierpliwości do śmiertelników, bo bez tego nie da rady! 


+ jeszcze jeden bonusik! 
Dylan x Lynnette 
Drake x Miranda
Leo x Lynnette 

Kath & Lydia <3
____________________________________

* org. " What God drove us apart? What God could..." 


34 komentarze:

  1. ugh, Hypnos musi mnie naprawdę nie lubić, bo uśpił mnie 10 minut przed wstawieniem niespodzianki ;x
    ojeeeju, to było bardzo kochane. i takie długaśne, ale i tak chciałabym więcej xD
    czy tylko mi mama Drake'a przypominała starszą wersję Rachel? O.o swoją drogą bardzo ją lubię, taka nieogarnięta jest :D
    kwiczałam ze śmiechu jak sobie wyobraziłam Leosia z takim szatańskim uśmiechem lecącego na choince.
    ach, i te obrazki. Kath, dobrze, że je znalazłaś, bo śliczne są. zaraz sobie któryś ustawię na tapetę albo coś *u* a cierpliwość przyda się również do niektórych herosów, if u know what I mean :D
    no, to ten, wesołych świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się, dodać, czy nie dodać. No dobra. Ale czytacie na własną odpowiedzialność!

    Jesteście niesamowite! epickie! Nie znam więcej supermega określeń, które mogłyby opisać waszą super chiper coś tam! (chociaż pewnie znam, ale z podekscytowania zapomniałam XD) Wracając ile czasu już Lynn chodzi z Leo? *u* Nobo, skoro minęło już tyle czasu, (jest grudzień, a poznali się w lipcu jeżeli się nie mylę) to musiało coś między nimi zajść...

    Dobra, wiem, że wam się to ciężko czyta, ale będę bezlitościwa. Niach, niach, niach... Noi kurde, co z Mirandą i Drake'm? Ona nie może tak dłużej postępować, NIE MOŻE. I właśnie, po co ta nasza milutka czwórka ruszała się z obozu? Taa, wiem, wiem na święta... Ale po co?! Będą prezenty u pani Sherman czy coś? O.o

    Dobra kończę, bo strasznie nieogarnięcie piszę. Oczywiście czekam na... który to już? XIV rozdział. I obowiązkowo wezmę udział w konkursie. Nie chcę mi się żreć szpinaku xD. Zaraz włączam komputer i zabieram się do pracy. A na święta świetnych prezentów, weny i niewkurzającego Leo i Drake'a życzę! (chociaż wtedy są tacy słodcy...) I niech bogowie mają was w swojej opiece!

    ps. Strrrrasznie was przepraszam za nieogarnięty komentarz. W przyszłości postaram się (co nie znaczy, że będę) lepiej pisać :)

    pss. Obrazki są świetne! Zastanawia mnie tylko kto je narysował...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale my uwielbiamy takie komentarze! <3
      swoja droga, Lynn nie chodzi z Leo XD
      a Drake przyjechal do mamy na swieta, a Lynn, Miranda i Leo wpadli sie z nim spotkac :D
      oczywiscie jestesmy takie nieogarniete, ze o takich podstawach nie napisalysmy XD
      MirandaxDrake jest dzielem burdge bug, LynnxLeo Virii, natomiast LynnxDylan znalazla Kath, ale tez jest dzielem jakiejs deviantartowej artystki c;

      Usuń
  3. Ta świąteczna niespodzianka jest boska! I długa, yeah <3 Pani Sherman wymiata <3 Mi też się skojarzyła ze starszą Rachel, wzorowałyście się na niej? :D I czy tylko ja się zastanawiałam, w jaki sposób taki wielki cyklop mógł ukraść choinkę, tak, że nasi herosi tego nie zauważyli, no i ta choinka była trochę duża, nie? xD W każdym razie~ Kocham Wasze dzieła, zawsze turlam się na podłodze ze śmiechu dzięki nim :D Bardzo się cieszę, że udało Wam się to dzisiaj dodać ^^ Kochane jesteście <3
    A te obrazki, Wy rysowałyście czy może znalazłyście gdzieś? Nieważne, i tak są ładne ;w;
    Tak więc weny i Wesołych Świąt! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do konkursu... No zobaczymy, czy wezmę udział, bo talentu do tego jakoś nie mam... Ale może spróbuję ^.^

      Usuń
    2. takie chomikowe cyklopy mają w swoich składzikach różne rzeczy, w tym nalezace do dzieci Hekate i właśnie jedno z takich cudeniek pozwolilo mu to przeteleportowac, ze tako ujme :D
      artysa dzielem burgie bug, virii i jeszcze jakies jednej artystki z deviantarta, my niestety nie mamy takich talentow :D
      a jesli chodzi o konkurs, zostal uaktualniony i dodatkowa wygrana jest wlaczenie postaci zwyciescy do naszego ff. wiec warto! :D

      Usuń
  4. No ja nie mogę, ja nie mogę. O BOGOWIE, LITOŚCI....

    Maggie wkracza do akcji, ze swoim komentarzem. Proszę się rozsiąść wygodnie w foteliku, wziąć coś na popite i czytać.

    Na wstępie opowiem wam moją jakże cudowną historię. Siedzę sobie przy kompie i piszę opowiadanie (ha, ha !). Nagle zauważyłam, że jest już 22:30, a mama każ mi wyłączać komputer. Myślę, że pewnie i tak już nie wytrzymam do północy, więc położyłam się spać, ale zabrałam telefon. Czekam, czekam, aż w końcu zasnęłam. Teraz jak się obudziłam, to od razu poszłam czytać, no i się jarałam przez godzinę. Mama niestety znalazła mi zajęcia (czyt. pościel zmieniać) i nie mogłam skomentować. No i teraz tutaj jestem, jest wprost cudownie i ldfiusgfdfsdjfgiladfsfsdfg.

    Kurde, co wy kombinujecie dziewczyny, co? Ja już na fejsbuku zachodziłam i myślałam, że się przebierzecie za Nico i Percy’ego, albo za Jasona (tak wiem, która frajerka chciałaby być Jasonem?).

    Historyjka świetna! Drake, Leo, Miranda i oczywiście nasza kochana Lynn (tylko nie mówicie, że ją tak nazwałam, ok?). Mama Drake, super babka <3 Aj dont ker, aj lov it!

    „-Prawdę mówić, mój tata nie mieszka na Olimpie – odparłam.
    - Mój także – dodał Drake.
    - Moja mama też tam raczej nie bywa – dorzuciła Miranda.
    - Mój tata chyba jednak preferuje swoje kuźnie – zakończył naszą wyliczankę Leo.”

    Myślałam, że się zleje, normalnie, hah :D Tych fragmentów było tyle, a ja siedziałam jak idiota i się szczerzyłam sama do siebie! I te obrazki ! Leonnette <3

    Właściwie, to was nie znoszę dziewczyny. Ja tutaj od miesiąca nie wiem, czy robić bloga z opowiadaniem, i jak się zdecydowałam i napisałam pierwszy rozdział i całą historię stworzyłam i dzisiaj miałam już robić pierwszego posta, to wy ni z gruszki, ni z pietruszki mi konkurs wymyślacie. Konkurs na moim ulubionym blogu, no kurczę! Muszę już nad czymś myśleć, ale nie jestem pewna czy wypali. Bardzo długo piszę jedną rzecz :(

    Ale postaram się! I może nawet coś narysuje? Kto wie! Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!

    Pozdrawiam, Meg.

    P.S. Widziałam Manhattan w święta. Cudowny widok. Jak to tak opisywałyście, to mi wspomnienia wróciły i siebie też wyobrażałam razem z naszymi herosami. Dzięki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i co do tej postaci (o kurde, a jakbym wygrała, to bym była w tym ff? Ja nie... Dżizas :D) To mamy wysłać wam swój opis? W sensie jak wyglądamy, czy może być zdjęcie i napisac charakter, czy coś? Bo ja taka wiecznie nie zorientowana :D

      Usuń
    2. ah, jak wolisz :D
      mozesz to byc Ty, albo Twoja wymyslona postac. swoja droga, wlasnie postacie, ktore zostaly nam podeslane na poczatku ff sa tymi najlepszymi postaciami (pozdrawiamy Kacpra i Natalie, bez ktorych nie byloby Drake'a i Mirandy! <3).
      tak wiec dowolnosc nieograniczona :D (tylko nie kombinowac za bardzo z rodzicami, juz takich "herosow" spotkalam ostatnio, ze wymiekam, a my z Kath staramy sie trzymac mniej wiecej kanonu c:
      takze czekamy na Twoja prace i dziekujemy za kolejny z najsupszejszych komentarzy! <3

      Usuń
    3. Też nie lubię zbytnich mieszanek krwi, więc ze mną spoko :D
      I nie ma za co, za ten komentarz, lubię długo pisać :D

      Usuń
  5. Kocham tak bardzo wasze opowiadanie i tę świąteczną niespodziankę <3 Obowiązkowo wezmę udział w konkursie! :3
    Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i wesołych świąt,
    ~Panna Nikt

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam od niedawna, ale przyznam, że jak już zaczęłam to... cóż, powiem tak: od laptopa oderwać się mnie nie dało ;D. Kocham, kocham DrakexMiranda. <3 A co do konkursu, to może wyślę jakiś rysunek. Piszcie jak najwięcej ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie będę się niestety rozpisywać, bo nie mam na to czasu. ;(
    Kochane, rozdział był po prostu cudowny, ale u was to nic nowego ;D
    Życzę wam z okazji świąt dużo, dużo, duuuużo weny i tak świetnych pomysłów, którymi się z nami dzielicie. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, więc błaaaagam... dajcie go jak najszybciej ;P

    http://uciekacnadno.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. łał, dziewczyny jesteście NIESAMOWITE. Przeczytałam fragment Świątecznej Niespodzianki na FB, weszłam na bloga i zaczełam czytać I rozdzialł, II rozdzial i tak dalej, i się zakochałam (tzn. w opowiadaniu, wiecie o co chodzi).A teraz będę regularnie dawać komentarze , żeby małe satyrki miały dodatkowe puszki ;D______________ PS. W waszej rodzinie (lub waszym rodzicem) jest Apollo???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rodzinie to wiadomo, że jest - bratanek naszego ojca, jakiś tam nasz kuzyn:D
      + jeśli mogłabyś to wymyśl sobie jakieś blogowe imię albo podpisuj się Twoim własnym imieniem, żebyśmy wiedziały, który komentarz jest od Ciebie :)

      Usuń
    2. Witaj w naszych progach, pamiętaj o dokarmianiu satyrków! Kath i Lydia bardzo doceniają każdy, nawet najmniejszy komentarz :D

      Tak na marginesie dziewczyny, odkryłam swoje uzaleznenie. Wchodzę na tego bloga kilka razy dziennie, patrząc czyście czegoś nie dodały ;________;

      Usuń
  10. Czytam waszego bloga już jakiś czas ale pierwszy raz odważyłam się napisać komentarz. Rozdział jak zwykle wspaniały, liczę że szybko pojawi się kolejny ;) A co do konkursu może spróbuje coś rysnąć ^^
    Pozdrawiam Elise

    OdpowiedzUsuń
  11. No to ja może tak nietypowo zacznę. Kurde coś mi w okno przywaliło.. o.O
    Dobra nie ważne. xD
    A więc zaczynam. Trafiłam na tego bloga zupełnie przez przypadek. Szukałam jakichś ff o Nico, i bum. Ni z gruszki, ni z pietruszki otworzyłam sobie link do waszego bloga. I się zaczęło. Czytam pierwszy rozdział. Ciekawie, ciekawie. Drugi, trzeci, czwarty, piąty, dziesiąty i przeczytałam wszystko. Bardzo mi się podoba postać Lynette. Jest... interesująca :3 A Drake i Miranda. Och, to takie słodkie *.* hahahaha
    BARDZO BYM CHCIAŁA ŻEBY LYNN BYŁA Z LEOSIEM :< <3 taacy idealni :c
    Co do konkursu... Planuję wziąć udział tylko... czy zdjęcie rysunku musi być jakiejś takiej idealnej jakości? Chodzi mi o to czy mogłabym zrobić je telefonem komórkowym, bo przyznaję się bez bicia, środków na zakup lustrzanki na razie nie mam. ;/
    W każdym bądź razie cudownie się czyta waszego bloga, jestem zachwycona i zapraszam do mnie na : camp--half--blood.blogspot.com
    Baj De Łej czy na tym rysunku mogłaby być też zamieszczona postać którą byście opublikowały? Wiecie o co mi chyba chodzi... Że narysuję tę postać, a później normalnie ją tam opiszę.
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział. xx
    P.S. To mój pierwszy taak dłuuugi komentarz i może być ciut bezsensu. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że możesz narysować swoją postać, ale fajnie by było, jakbyś narysowała też postać z naszej historii (: A co do jakości zdjęcia z rysunkiem... Cóż, bierzemy co dają:D
      P.S Kochamy dłuuuugie komentarze :)

      Usuń
  12. No więc tak na początek... piszecie CUDOWNIE *.*

    Kiedyś przypadkiem natrafiłam na Waszego bloga tylko że mądra ja zapomniałam nazwy i tak szukałam, szukałam i szukałam, niestety z marnym skutkiem. Jednak w końcu los się nade mną zlitował i pewnego cudownego dnia znów tutaj zawitałam.
    Eh powinnam była już dawno dodać jakiś komentarz ale jakoś mi to za każdym razem nie wychodziło :P No ale w końcu się przemogłam i oto jest :D Jednak dość już moich opowieści powróćmy do sedna sprawy, a mianowicie tego cudownego dzieła.

    Każde zdanie czytałam z zapartym tchem, momentami prawie płakałam ze śmiechu, w końcu w kryzysowych sytuacjach ważne jest zachowanie poczucia humoru :D I nie wiem czemu najbardziej rozbawił mnie ten tekst:

    "- Co ci tak długo zajęło? – zapytałam z wyrzutem.
    - Przymierzałam halloweenowe kostiumy – mruknęła. "

    Jestem tak wniebowzięta, że nawet za bardzo już nie wiem co mam napisać :P Więc może lepiej już skończę, żebym nie zaczęła pisać bzdur (no przynajmniej nie większych niż do tej pory) Dodam tylko, że uwielbiam Mirandę, którą to niesamowicie wykreowałyście :D

    Więc dziewczyny serdecznie Was pozdrawiam i życzę Wam dużo Weny oraz udanego Sylwestra :D (bo na życzenia Świąteczne trochę za późno :P )

    Pozdrawiam Aquila

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak mi się w nocy przypomniało. Więc (pomijając fakt, że nie zaczynamy zdania od "więc"), macie coś specjalnego na 12.01.2014?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się troszkę nudziło:
      http://www.youtube.com/watch?v=gub6Pey1954

      Usuń
    2. AAAAAAA, PO PROSTU CIĘ KOCHAMY! Jesteś najlepsza! <3
      My się już tyle do zrobienia takiego filmiku zbieramy ... No, ale niedługo będziemy musiały i Twoje dzieło jest niesamowitą motywacją :))
      Ach, no i możesz nas zadźgać mieczem, sztyletem, włócznią czy czym tam chcesz, ale ... Co takiego jest 12 stycznia?

      Usuń
    3. haha! Nie ma za co :P

      Jak to co? 12 stycznia 2014 roku wasza zagorzała czytelniczka kończy 14 lat :D

      Usuń
  14. Super świąteczna niespodzianka! Jesteście genialne!
    A mak właściwie nazywa się Lynn? Wiem że nie ogarniam ale tego nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, nie musicie odpowiadaç bo mi się przypomniało, wiem że jestem głupia :)

      Usuń
    2. nie no, nie ma problemu, gdyby nie Kath już dawno bymzapomniała jak Miranda ma na nazwisko xd
      a jeśli chodzi o resztę bohaterów zawsze można zaglądnąć do Archiwum Herosów :D

      Usuń
  15. Pisze z anonima bo jestem na telefonie i wgl.... Ale do rzeczy. Mam pytanie. Bardzo chcialabym wam cos narysowac ale czy moglabym przyslac to za dwa dni? Nie bede brac udzialu w konkursie ani nic. Po prostu postanowilam sobie ze zrobie ten cholerny rysuneki wam go wysle. :)
    A co do tej postaci bylo by milo gdyby Nico mial na oku jakas lasencje, haha.
    Pozdrawiam!
    ~ulman wiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i tak myslalysmy nad przedluzeniem terminu konkursu, wiec spokojnie mozesz to podeslac do konkursu :D

      Usuń
  16. hej, bardzo fajny blog :D Zajrzysz i polecisz naszą szabloniarnię http://zaczarowana-grafika.blogspot.com/ :Dz góry dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma konkretnych zasad jesli chodzi o prace pisarska. wystarczy, ze wystapia w niej postacie z naszej historii, co juz wymyslisz zalezy tylko od Ciebie :D

      Usuń
  18. Już mnie samym szablonem od początku oczarowałaś :*
    Cudne opowiadanie, masz talent no i jest ono dość oryginalne.
    Muszę nadrobić pozostałe rozdziały, bo jestem trochę nie w temacie :)
    Przepraszam za spam..
    Zapraszam na mojego bloga. Zostawiajcie w komentarzach linki do swoch blogów, a na pewno zajrzę.
    http://luke-and-mika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

każdy komentarz to jedna puszka dla biednych małych satyrów :c
dziękujemy za wsparcie!