Na Hadesa, tak strasznie Was przepraszamy, że musieliście czekać na ten rozdział miesiąc.
Mamy świadomość, że do najlepszych nie należy, jednak liczymy, że nie zawiodłyśmy Was nim i że nadal jesteście z nami, z Lynn i jej przygodami :D
Jak zawsze, oczekujemy Waszych komentarzy ;)
Przy okazji dziękujemy, za ponad 15tys. wyświetleń. Jesteście niesamowici! <3
Lydia 
________________________________________________
           
 Wyobraźcie sobie, że biegniecie do miejsca, w którym spełni się wasze 
największe marzenie. Albo no nie wiem, że w okolicy rozdają darmowe 
czekoladowe ciastka. Pomnóżcie to razy dziesięć i będziecie mieli mniej 
więcej obraz biegu, jaki odbyłam, żeby zobaczyć Nico.
           
 Zostawiłam coś pomrukującą Mirandę (wyjątkowo nie były to pomruki 
niezadowolenia) daleko w tyle i  najszybciej jak tylko umiałam pobiegłam przez 
opustoszały Obóz. W tym momencie Drake mógłby się schować z tą swoją 
superszybkością.
            Wpadłam do 
Wielkiego Domu, zderzając się niechcący z jakimś obozowiczem. Nie 
zawracałam sobie głowy przeprosinami tylko pognałam dalej. Prawie 
wyrwałam z zawiasów drzwi prowadzące do sali, w której leżeli chorzy. 
Kilka nimf obrzuciło mnie spojrzeniem pełnym dezaprobaty, ale 
zarejestrowałam to tylko kątem oka. Byłam skupiona na przeszukiwaniu 
wzrokiem sali.
            Zamarłam, gdy 
zobaczyłam, że łóżko Nica jest puste. Przez ułamek sekundy myślałam, że 
Miranda mnie okłamała, ale potem mój wzrok powędrował na drugi koniec 
sali. Poczułem, że wielki ciężar osuwa się z moich ramion i serca. 
Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Nico siedział na krześle, nadal 
strasznie blady, ale na to już nikt nic nie mógł poradzić. Obok niego  
na wózku  inwalidzkim siedział Chejron. Zamrugałam energicznie oczami i 
pobiegłam w ich stronę. Gdy byłam już blisko Nico się odwrócił. Na jego 
twarzy pojawił się uśmiech, ale nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ 
rzuciłam mu się na szyję.
            Nico objął
 mnie i niezdarnie poklepał po plecach. Ściskałam go jeszcze przez 
chwilę, a potem odsunęłam się, żeby uważniej mu się przyjrzeć. Jego 
twarz rozjaśniał szeroki uśmiech, chciałabym, żeby częściej się tak 
uśmiechał.
            - Miło cię widzieć - powiedział lekko zachrypniętym głosem.
            Miło? Trzepnęłam go w ramię.
           
 - Ciebie też całkiem miło widzieć - mruknęłam, ale kąciki moich ust 
drgały ku górze - Właściwie to całkiem cholernie miło.
            Przysunęłam sobie krzesło i usiadłam obok niego.
            - Kto cię tak urządził? - zapytałam z troską w głosie.
            - Właśnie opowiadałem o wszystkim Chejronowi.
           
 Pierwszy raz odkąd przyszłam, zaszczyciłam centaura spojrzeniem. Posłał 
mi uśmiech, ale na pierwszy rzut oka było widać, że jest mocno 
wymuszony. Chejron się czymś martwił. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak 
zaniepokojonego.
            - No więc, zanim jeszcze... - zaczął Nico, ale Chejron przerwał mu uniesieniem ręki.
           
 - Gdy będziesz opowiadał o tym znowu, może lepiej, żeby słyszeli to 
wszyscy, który usłyszeć powinni - powiedział centaur - Obudzę kogo 
trzeba, a wy w tym czasie porozmawiajcie. Jestem pewien, że macie o 
czym.
            Oboje skinęliśmy głowami. Odprowadziliśmy centaura wzrokiem.
            - Nigdy więcej tak nie rób - nakazałam bratu, kiedy Chejron był już za drzwiami.
            - Przykro mi, że się przeze mnie martwiłaś -  powiedział, nie patrząc mi w oczy.
            - O ciebie,
 nie przez ciebie - poprawiłam - Nie musisz przepraszać. Można 
znaleźć też plusy, przynajmniej teraz wiem jak to jest się martwić o 
kogoś i tęsknić.
            Nico spojrzał na 
mnie ze współczuciem i skinął głową ze zrozumieniem. Właśnie to było 
najwspanialsze w rozmowach z nim. Może nie był w identycznej sytuacji co
 ja, ale i tak mnie rozumiał. Mogłam mówić wszystko szczerze, tak jak 
czuję, nie bojąc się o to, że będę musiała tłumaczyć.
           
 - Poznawanie wszystkich doznań i uczuć na nowo beznadziejne - powiedziałam i usiadłam wygodniej na krześle - Nikomu nie polecam.
            - Jak sobie radziłaś? - zapytał Nico po chwili milczenia.
           
 - Och, no zależy kiedy - powiedziałam szczerze - Chyba odkryłam 
swoją nową moc i narobiłam przez nią trochę bałaganu.
            - Nową moc? - zapytał z zainteresowaniem.
           
 - Nie wiem dokładnie jak to działa, ale… Chyba gdy jestem wściekła 
potrafię przywoływać czyjeś najgorsze wspomnienia. To znaczy poprzez 
dotyk… I ja je widzę, odczuwam strach osób, na które działa moja moc. I
 to ja… Ja jestem powodem, dla którego te wspomnienia się pojawiają - zrobiłam krótką pauzę, żeby złapać oddech - Moje, że tak powiem, ofiary 
nie  tylko przypominają sobie najgorsze wspomnienia, ale też na nowo 
odczuwają emocje jakie wtedy przeżywali.
            - Interesujące - powiedział Nico w zamyśleniu.
            Prychnęłam.
            - Może dla ciebie - mruknęłam - Dla mnie to jest gorsze od rymów dzieci Apollina.
            - Coś na to poradzimy - zapewnił mnie i uśmiechnął się lekko - No a ten bałagan?
           
 - Chodzi o Leo - powiedziałam z westchnieniem - Ta idiotka Robyn  
mnie strasznie wkurzyła - słysząc imię córki Nemezis, Nico skrzywił 
się nieznacznie - Chciałam jej wybić wszystkie zęby, ale Leo mnie 
powstrzymał. Złapał mnie za rękę no i miał okazję zapoznać się z moją 
mocą nieco bliżej.
            - Leo przeszedł 
dużo więcej niż inni obozowicze - powiedział Nico tonem 
wszechwiedzącego - Pewnie po prostu się przestraszył, ale jestem 
pewien, że cię za to nie wini.
            - No nie wiem - powiedziałam, skubiąc paznokcie - Nie rozmawialiśmy ze sobą od tamtej pory.
           
 - A powinniście - Nico nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo właśnie 
podszedł do nas Tony. Skinął mi głową z uśmiechem, odpowiedziałam mu tym
 samym.
            - Cieszę się, że z tobą 
wszystko okej - zwrócił się do mojego brata. Nico posłał mu słaby 
uśmiech. Chyba nie był przyzwyczajony do słyszenia tego typu uwag od 
innych.
            - Chejron kazał was zawołać 
na zebranie - poinformował nas satyr i ruszył do wyjścia. Wymieniliśmy z
 Nico spojrzenia. Po chwili milczenia podnieśliśmy się z krzeseł i ramię
 w ramię wyszliśmy z sali chorych.
***
           
 Zebranie jak zwykle odbywało się w sali rozrywki. Już z daleka było 
słychać szum rozmów, więc wnioskowałam, że zebrali się wszyscy grupowi 
domków. W chwili, kiedy byliśmy już przy drzwiach przypomniałam sobie, 
że pewnie wyglądam okropnie. Z pomiętą koszulką, wypiekami na twarzy i 
włosami sterczącymi we wszystkie strony. Ale po kilku sekundach uznałam,
 że jestem za bardzo szczęśliwa, żeby  przejmować się takimi 
drobiazgami.
             Gdy weszliśmy do 
środka, rozmowy przycichły. Większość obecnych przypatrywała się nam bez
 najmniejszych skrupułów. Minęło kilka sekund i podbiegli do nas Percy, Annabeth i Will. W sumie nie do nas, do Nico. Ja odsunęłam się na bok i 
rozejrzałam po zebranych. Tak jak myślałam byli tu wszyscy grupowi 
domków. Czyli to oznaczało, że był tu również Leo. Dostrzegłam go 
sekundę później.  Nasze spojrzenia na moment się skrzyżowały. To on 
pierwszy odwrócił wzrok.
            Muszę 
przyznać, że to nieodzywanie się do niego nie pasowało mi coraz 
bardziej. Musiałam coś z tym zrobić. Równie dobrze mogłam do niego 
podejść teraz. I uwierzcie już miałam to zrobić, ale wtedy pomyślałam: 
Co ja mu właściwie powiem? Wybacz, że przeze mnie musiałeś przechodzić 
jeszcze raz przez najokropniejsze zdarzenia w swoim życiu? Żałosne. 
Westchnęłam z rezygnacją. Musiałam jeszcze o tym  pomyśleć.
           
 Znowu przebiegłam wzrokiem po zebranych i dostrzegłam Mirandę siedzącą 
na oparciu niewielkiej sofy. Z miejsc prawidłowo przeznaczonych do 
siedzenia nie korzystał nikt. Bez zastanowienia ruszyłam w jej stronę. 
Trochę zaskoczyłam tym samą siebie, ale jej towarzystwo mi jakoś nie 
przeszkadzało.
            Ona też nie wyglądała
 na zrozpaczoną tym, że się do niej dosiadłam. Właściwie to przez cały 
czas wyglądała na zadowoloną. Zaszczyciła mnie spojrzeniem.
            - Niezła fryzurka - skomentowała.
           
 - Wiedziałam, że ci się spodoba - powiedziałam, uśmiechając się do 
niej - Wiesz Mirando, to bardzo dziwne. Wcześniej chciałaś się ze mną 
podroczyć, a to się kwalifikuje do poczucia humoru. Nie miałam pojęcia, 
że takowe posiadasz.
            - Ty Montrose, za to jesteś przezabawna - odparowała ironicznie.
            Znowu chciałam się do niej zwrócić po nazwisku. Tyle, że nadal go nie znałam. Fuknęłam z irytacji.
            - Coś nie tak? - zapytała córka Nyks z udawaną troską - Zabrakło ci argumentów?
           
 - Jak ty masz właściwie na nazwisko? - byłam pewna, że mi nie 
odpowie, ale za bardzo mnie to frustrowało, musiałam zapytać.
           
 Miranda roześmiała się. Po raz pierwszy słyszałam jej śmiech. 
Spodziewałam się, że będzie wyniosły, ale wcale taki nie był.
           
 - To tu cię boli - uśmiechała się złośliwie -  Cóż skoro denerwuje 
cię to, że nie wiesz to lepiej niech tak pozostanie.
            Nie odpowiedziałam, ponieważ na miejsce obok mnie usiadł Nico.
           
 -Witamy wśród żywych, di Angelo - powiedziała Miranda i uśmiechnęła 
się. To był chyba najszczerszy uśmiech jaki u niej widziałam.
            Nico zamrugał oczami zaskoczony. Spojrzał pytająco na mnie, a potem na nią.
            - To trochę dziwne, że się do kogoś odzywasz - przyznał - A już zwłaszcza do mnie.
           
 - Przy twojej siostrze zdarzają się same dziwne rzeczy - mruknęła. 
Nie wiedziałam dokładnie o co jej chodzi. Ale po tonie jej głosu 
uznałam, że nie miała na myśli nic obraźliwego, więc nie drążyłam 
tematu.
            Zresztą nie miałabym na to szansy, ponieważ właśnie odezwał się Chejron. Nadal siedział na wózku.
           
 - Myślę, że Nico może już zaczynać swoją opowieść - powiedział - Brakuje  już tylko... - w tej chwili podwójne drzwi sali otworzyły się z 
impetem. Do środka wpadł nie kto inny jak Drake. Chociaż zorientowałam 
się, że to on dopiero po chwili. Jego włosy miały dzisiaj najjaśniejszy 
odcień jaki u niego widziałam. Oczy natomiast chyba najciemniejszy. 
Muszę przyznać, że razem  wyglądało to całkiem ładnie.
           
 - Co za palant - mruknęła cicho Miranda. Zdziwiło mnie, że w ogóle 
skomentowała jego przybycie. Ona mnie dzisiaj od samego rana zaskakuje.
           
 Zaraz za Drakiem do sali wbiegła Katie, grupowa domku Demeter. Dyszała 
ciężko, wyglądało na to, że przebiegła spory dystans.
           
 - Nawet nie wiecie jak trudno go dobudzić - oznajmiła na tyle 
głośnio, żeby każdy usłyszał. Miranda rzuciła jej wrogie spojrzenie. 
Uśmiechnęłam się do siebie. To zainteresowało mnie bardziej niż jej 
zadziwiająco dobry humor.
            - Wybacz Chejronie - powiedział Drake - Miałem taki wspaniały sen - jego twarz przybrała rozmarzony wyraz.
            Kilka dziewczyn zachichotało.
           
 - Zajmijcie miejsca, proszę - nakazał im Chejron. Drake podszedł 
najpierw do Leo i się z nim przywitał. Widząc to westchnęłam ciężko i 
przygryzłam wewnętrzną stronę policzka.
            - Ciche dni z Valdezem? - zapytała przyciszonym głosem Miranda.
            - Nie wiem skąd masz takie informacje - burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
           
 Było jeszcze kilka wolnych miejsca, gdzie można wygodnie usiąść, ale 
Drake wybrał oparcie naszej sofy. Przysiadł po stronie Nica i 
wyszczerzył zęby w uśmiechu do mnie i do Mirandy. Ja odpowiedziałam mu 
tym samym, a córka Nysk tylko przewróciła oczami.
           
 - Cześć Nico - powiedział syn Hypnosa - Fajnie, że wszystko z tobą 
okej - wyciągnął rękę w stronę mojego brata.
           
 - Witaj Drake - przywitał się Nico i potrząsnął lekko jego ręką. Temu
 chyba aż tak bardzo się nie dziwił. Drake zawsze był wygadany.
            - No dobrze - odezwał się Chejron - Nico możesz zaczynać.
            Syn Hadesa wziął głęboki oddech.
           
 - No więc, opuściłem Obóz, ponieważ chciałem zobaczyć się z moim ojcem - rozległy się szepty. Fakt, nie wszyscy mieli możliwość zobaczenia
 się i porozmawiania ze swoim boskim rodzicem, kiedy tylko im się 
podoba.
            - Mów dalej Nico - powiedział Percy, który z uwagą wpatrywał się w mojego brata. Szepty 
ucichły i Nico wznowił opowiadanie.
            -
 Jednak zanim zszedłem do Podziemia wstąpiłem do Obozu Jupiter, żeby 
porozmawiać z Hazel - kolejny wybuch szeptów. Dziewięćdziesiąt procent
 osób w tym pokoju nawet raz nie widziała na oczy obozu rzymian.
            - Ludzie, zamknijcie się wreszcie - tym razem uciszył ich Drake.
           
 - Hazel powiedziała mi o trzęsieniach ziemi - kontynuował Nico - O 
tym w jakich odstępach czasowym występują, gdzie i jak bardzo są silne. 
Nie wpadłem na nic co mogłoby je powodować, więc postanowiłem zapytać o 
to ojca, skoro i tak już miałem złożyć mu wizytę - zrobił przerwę i 
wziął głęboki oddech - Problem w tym, że się tam nie dostałem. 
Wszystkie znane mi wejścia do Podziemia są  zamknięte.
           
 Po tych słowa zapanowała zgodna cisza. Napięcie rosnące w pomieszczeniu
 było nie do zniesienia. Sama zamarłam w bezruchu. Może i nie miałam 
żadnego doświadczenia, ale czułam, że to bardzo, ale to bardzo niedobrze. Poczułam, że coś ściska mnie w żołądku.
            - Ale nie powiedziałeś kto lub co cię tak pobiło - słuszna uwaga Annabeth przerwała ciszę.
            Nico odpowiedział po chwili milczenia.
           
 - Kiedy już sprawdziłem wszystkie wejścia chciałem zawrócić. Wtedy 
zaatakowały mnie potwory - nie chciałam sobie tego nawet wyobrażać, 
położyłam rękę na ramieniu Nica i lekko je ścisnęłam - Nigdy nie 
widziałem takich potworów. Ale jestem pewny, że to nie był nowy rodzaj 
potworów. One były stare, starsze od bogów, a może nawet i od tytanów. 
Uszedłem z życiem  tylko dzięki umiejętności podróżowania cieniem.
           
 Po tych słowach nie odezwał się już nikt. Po raz pierwszy czułam swój 
strach, nie czyjś. To było dławiące i zżerające mnie od środka uczucie. 
Zauważyłam, że Miranda zaciska ręce w pięści. Wiedziałam, że jej dobry 
humor wyparował tak szybko jak i mój. 
            - Nico... Kiedy ostatni raz byłeś w Podziemiu? -  Annabeth znowu  przerwała panującą ciszę.
            Chłopak zastanowił się chwilę.
            - Dawno. Miesiąc temu.
            - Wszystko wtedy było w porządku? Nie zauważyłeś niczego dziwnego?
            - Nie. Chociaż... Ojciec, Demeter i Persefona się o  coś kłócili.
            - Demeter i Persefona były w Podziemiu w lecie? - zdziwił się Chejron.
            Nico wzruszył ramionami.
            - Czasem są. Z reguły... Ekhm, z a w s ze wtedy się o coś wszyscy kłócą.
            - Wiesz może o  co kłócili się tym razem? - spytała zaciekawiona Annabeth.
            - Nie bardzo. Wywalili mnie z sali, zanim zdążyłem cokolwiek usłyszeć.
           
 W pomieszczeniu ponownie zapanowała cisza. Rozejrzałam się po zebranych
 osobach. Annabeth wpatrywała się w widok za oknem z twarzą tak 
skupioną, że miałam wrażenie, że wyłączyła wszystkie czynności życiowe 
tylko po to, by móc intensywniej myśleć. Percy bawił się paciorkami na 
swojej szyi, Nico miętosił w dłoniach figurkę jakiegoś boga, Leo co 
chwila rozkładał i składał na nowo jakąś metalową zabawkę,  a Drake... 
no cóż, Drake spał.
            - A więc prawdopodobnie te trzęsienia ziemi związane są z Podziemiem - odezwał się nagle Chejron.
            - Co z tego, skoro pewien niewdzięczny bóg, który się tym 
Podziemiem zajmuje, nie raczy nas poinformować o tym co się dzieje - prychnął Pan D.
            „Niewdzięczny bóg”! Jeszcze czego! Jak chce zobaczyć niewdzięcznego boga, wystarczy mu spojrzeć w lustro!
            - Dionizosie, jestem pewien, że Hades ma powody dla których nie dał nam...
            - A jakie to mogą być powody! Chyba tylko takie, że jest zbyt pyszny by  poprosić kogokolwiek o pomoc!
            - Albo takie, że nie ma możliwości skontaktowania się z 
kimkolwiek - warknął Nico - Poza tym to jeszcze nie jest pewne, że 
to wszystko ma związek z ojcem. W końcu to Posejdona nazywają 
„wstrząsającym ziemią”.
            Nico prawdopodobnie tak jak ja 
miał dość Dionizosa i tego, że nasz ojciec, pan umarłych i  świata 
podziemnego, jest obrażany przez spasionego boga winogron w koszuli w 
panterkę.
            - Aach, teraz zwalamy winę na Posejdona, co? -
 Pan D. zmrużył oczy - No dobrze, Johnson, miałeś ostatnio kontakt z 
tatą?
            Na dźwięk swojego przekręconego nazwiska, Percy skrzywił się znacząco.
            - Nie, nie miałem. Ale mój ojciec nigdy nie odzywał się za często...
            - Nie wszyscy mają takie szczęście, że mieszkają ze swoim 
boskim rodzicem i widują go kiedy tylko chcą - wtrąciła Miranda z 
kwaśnym uśmiechem, który w żadnym wypadku nie był miły.
            -
 Poza tym, jaki  mógłby mieć powód by to robić? - dokończył Percy, nie 
zwracając uwagi na wypowiedź córki Nyks, tym samym nie dając Nico szansy
 na odcięcie się jej.
            - A Hades niby ma mieć jakieś powody? - w końcu dorzuciłam swoje trzy grosze.
            - Jemu wystarczy... - zaczął Dionizos, jednak przerwał mu 
Chejron. I bardzo dobrze, bo przysięgam  na wszystkich znanych mi bogów,
 że gdyby dokończył, nikt nie powstrzymałby mnie przed rzuceniem się na 
niego z zamiarem uduszenia gołymi rękami.
            - Dionizosie, naprawdę, to nie jest najlepszy pomysł...
            - No tak, wy zawsze wiecie lepiej co jest lepszym a co 
gorszym pomysłem - prychnął Pan D., po czym wyczarował w powietrzu 
puszkę  dietetycznej coli.
            Chejron westchnął ciężko.
            - No dobrze - powiedział - Na razie to by było na tyle,
 chyba że jeszcze ktoś ma jakieś pytania bądź uwagi - nikt się nie 
odezwał - W takim razie, możecie się rozejść, zaraz odbędzie się 
śniadanie.
            Większość  herosów podniosła się z miejsc i 
razem z Chejronem skierowała się w stronę wyjścia. Wśród nich znaleźli 
się bracia Hood, którzy przechodząc obok naszej sofy zwrócili szczególną
 uwagę na śpiącego Drake'a.
            Zanim zdążyłam w jakikolwiek
 sposób zareagować, Connor pochylił się nad uchem syna Hypnosa i 
wrzasnął mu prosto do ucha:
            - Zaraz spóźnisz się na randkę z Mirandą!
            Drake zareagował od razu. Zeskoczył na podłogę i mrugając energicznie oczami, ruszył w stronę drzwi.
            - Nie mogę się znowu spóźnić, nie mogę - mruczał pod nosem.
            - Drake, wracaj! - krzyknęłam za nim, jednocześnie zasadzając Connorowi porządnego kuksańca.
            Odwrócił się w naszą stronę. Dopiero widok Mirandy przywrócił go do świata rzeczywistego.
            - Oh, cze-cześć.
             - Sherman, nie śpij tyle, bo tak czy siak randki sobie nie
 wyśnisz tak jak kwiatków, czy czekoladek - Miranda z dziwnym 
uśmiechem zeskoczyła z oparcia sofy i skierowała się w stronę wyjścia.
            Gdy mnie mijała, zauważyłam coś, czego nigdy wcześniej u 
niej nie widziałam. Do jej pasa przypięty był półmetrowy sztylet, 
wsunięty w ozdabianą skórzaną pochwę. Niby nic niezwykłego, ale w ciągu 
tego czasu,  który spędziłam w Obozie powinnam zauważyć coś takiego. 
Chociaż w sumie powinnam też wiedzieć jak Miranda ma na nazwisko. 
            - Bogowie, ale się zbłaźniłem - wyjęczał Drake spod dłoni, którymi zakrył twarz - Znowu.
            - Nie martw się stary - Travis poklepał go pocieszająco po ramieniu - Myślę, że zdążyła się już  przyzwyczaić.
            Przesłali Drake'owi po niewinnym uśmieszku i wyszli z sali.
            - No to my też chyba powinniśmy się zbierać - powiedziałam, wstając - Nico, idziesz na śniadanie?
            - Wiesz, szczerze powiedziawszy poszedłbym na razie do Trzynastki.
            Skinęłam głową. Byłam świadoma tego, jak bardzo zmęczony musiał być, więc nie nalegałam.
            - No, Drake, w takim razie jesteś zmuszony mi towarzyszyć.
***
            Śniadanie minęło szybko. Po raz  pierwszy zjadłam całe, a 
nawet miałam ochotę na dokładkę. Świadomość tego, że Nico żyje i cały i 
zdrowy siedzi w Domku Hadesa niesamowicie podnosiło mnie na duchu i 
nawet obecność i znaczące miny Robyn niewiele mnie obeszły.
            Po wszystkim postanowiłam udać się do lasu. Tak się przejść,
 może zabić jakiegoś potwora puszczonego tam na potrzeby treningów. 
Nigdy jeszcze nie walczyłam tak na poważnie (a przynajmniej nie  
pamiętam, bym tak walczyła), a podejrzewałam, że nie raz mi się to 
przyda. Nie chciałam iść sama, więc dogadałam się z Mayą, jedną z 
sympatyczniejszych córek Aresa (nawet jeżeli na taką nie wyglądała), że 
spotkamy się przy stajniach i pójdziemy do lasu razem. 
            
Mijając arenę spostrzegłam Noaha prowadzącego lekcję szermierki dla 
najnowszych obozowiczów. Gdy mnie zauważył, pomachał mi energicznie i  
przywołał mnie do siebie ruchem ręki.
            - No cześć - przywitał się z uśmiechem - Robisz coś teraz?
            - Wybierałam się z Mayą do lasu, a coś się dzieje?
            - Pomyślałem sobie, że może mogłabyś mi pomóc z tymi tutaj - kiwnął na grupkę herosów okładających  się drewnianymi mieczami.
            - Nie sądzę bym ci się na wiele przydała - zaśmiałam się -
 Pogadamy innym razem, okej? - dodałam przepraszającym tonem - Bo Maya 
już chyba na mnie czeka.
            - Och, jasne. Ale poczekaj, mam jeszcze coś dla ciebie.
            Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Noah  ściągnął z szyi 
jeden ze swoich niezliczonych naszyjników, po czym wyciągnął go w moją 
stronę.
            - Czemu mi to dajesz? - spytałam, wciąż nie przyjmując podarunku.
            - Słyszałem o twojej mocy i pomyślałem, że mogłabyś...
            - Czekaj chwilę. Co słyszałeś?! - serce zatrzymało mi  się w
 jednej chwili. Byłam pewna, że skoro wie on, wie i cały obóz. Od kogo? 
Annabeth? Leo? Niemożliwe. A może...
            - No o twojej mocy - głos Noaha wyrwał mnie z panicznych przemyśleń - Moje dwie siostry
 widziały tą akcję z Leonem. Nie wiem dokładnie co umiesz, ale z tego co
 mówiły nie wyglądałaś na szczęśliwą, więc pomyślałem, że dam ci to - uniósł wyżej naszyjnik - Jest zaklęty, blokuje takie umiejętności 
jak twoja.
            Przyjrzałam się uważniej wisiorkowi. Na 
rzemyku wisiało metalowe kółko z wygrawerowanymi zdaniami, które 
prawdopodobnie były zaklęciami. Teraz jednak nie dało się ich odczytać, 
chociaż podejrzewam, że nawet gdyby się dało, to i tak niewiele bym 
zrozumiała.
            Mimo, że naszyjnik był mały i  niepozorny, 
to jeżeli faktycznie miał takie właściwości o jakich mówił Noah, był dla
 mnie bardzo cenny. Wzięłam go ostrożnie w dłonie, po czym przełożyłam 
przez głowę. Gdy w końcu zawisł na mojej szyi, poczułam jak jego magia 
rozchodzi się po moim ciele ciepłą falą.
            Podniosłam wzrok i napotkałam szeroko uśmiechniętą twarz syna Hekate.
            -  Dziękuję - wydusiłam z siebie i przytuliłam się do niego.
            Odwzajemnił uścisk nic nie mówiąc.
           
 Zamrugałam szybko, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Byłam 
niemożliwie wzruszona. Znałam go od niedawna, zamieniłam z nim może parę
 zdań, a on podarował mi przedmiot, który dla mnie tyle znaczy. Aż 
człowiek odzyskuję wiarę w ludzkość!
            - Jeszcze ci się kiedyś odwdzięczę, zobaczysz! - oznajmiłam, odsuwając się od niego.
            - Okej, zapamiętam to sobie - zaśmiał się, ale zaraz 
uśmiech spełzł mu z twarzy - Ej, młody, ostrożnie z tym kijkiem! 
            Skinął mi głową na pożegnanie, rzucając coś, że zobaczymy 
się później, po czym skoczył ku potężnemu chłopcu okładającego 
drewnianym mieczem tarczę dwa razy mniejszego od siebie, cherlawego 
kolegi.
            Widząc to, doszłam do wniosku, że chyba jednak 
Noahowi przydałaby się moja pomoc, choćby w dobieraniu herosów w pary. 
Jednak teraz musiał sobie radzić sam, bo nie chciałam, żeby Maya na mnie
 za długo czekała.
            Ruszyłam wydeptaną ścieżką wzdłuż 
lasu. Wsunęłam ręce w kieszenie kurtki i spuściłam wzrok na moje 
trampki. Miałam je ledwo dwa tygodnie, a  już były w tragicznym stanie. 
Kopnęłam kamyk, który miał czelność stanąć mi na drodze, aż stoczył się 
na trawę. Teraz, gdy w końcu zostałam sama, wszystkie te informacje z 
dzisiejszego zebrania kotłowały się w mojej głowie, przypominając Chaos 
przed powstaniem świata. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. 
Najbardziej przerażał mnie fakt, że Nico ostatni raz był w Podziemiu 
miesiąc temu. A dokładnie miesiąc temu obudziłam się w Domu Dziecka bez 
wspomnień. Modliłam się do wszystkich  znanych mi bogów, by te 
trzęsienia ziemi, zamknięte Podziemie i moja utrata pamięci, czy tam 
powrót do świata żywych, nie były ze sobą powiązane. W głębi duszy 
wiedziałam, że nie. Że nie po to tu jestem. A może po prostu chciałam, 
żeby tak było?
            Nagle wpadłam na coś metalowego. Siła 
uderzenia odrzuciła mnie do tyłu tak bardzo, że przy okazji potknęłam 
się o wystający korzeń i zaliczyłam zjawiskową glebę na  tyłek.
            - O bogowie, przepraszam - usłyszałam.
            Podniosłam wzrok. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że 
metalowe wyroby mówią. Dopiero gdy zobaczyłam Leo i porozrzucane wokół 
niego spiżowe części broni, zbroi i bliżej nie określonych przedmiotów, 
uświadomiłam sobie, że wpadłam na niego, gdy niósł kolejną porcję  
spiżowego złomu do Bunkru 9.
            - Oh, Lynn... - wyraźnie się zmieszał gdy mnie zauważył - Cześć.
            Podniosłam się, nie chcąc prowadzić z nim rozmowy z poziomu trawnika.
            - Słuchaj, Leo, ja naprawdę nie chciałam...
            - Przepraszam, wiem, że zachowałem się jak...
            Zaczęliśmy i urwaliśmy w tym samym momencie. Wybuchliśmy śmiechem. Po chwili zapanowała krępująca cisza, którą natychmiast postanowiłam przerwać.
            - Naprawdę mi przykro z tego powodu - powiedziałam, starając się nie patrzeć mu w oczy - No wiesz, z 
powodu tej sytuacji. Ja tego nie  kontroluję i nie chciałam, żebyś prze 
zemnie znowu to wszystko przeżywał. Nigdy bym nie...
            - 
Hej, Lynn, nie ma sprawy - przerwał mi. Tak wiem, mówiłam, że 
nienawidzę jak ludzie mi przerywają, ale w tej wyjątkowej sytuacji byłam
 w stanie mu wybaczyć. Gdybym dalej miała się tak produkować i go 
przepraszać, chybabym się rozpłakała.
            - To  ja 
powinienem cię przeprosić - kontynuował - Zachowałem się jak burak, 
przecież wiem, że nie chciałabyś skrzywdzić kogoś tak wspaniałego jak 
ja.
            - No tak - zaśmiałam się, czując ulgę z powodu rozluźniającej się atmosfery - Już prawie zdążyłam zapomnieć o tej twojej wspaniałości.
            - O niej się nigdy nie zapomina - mrugnął do mnie porozumiewawczo i zaczął zbierać wszystko  co mu wypadło z rąk.
            Pomogłam mu i z uśmiechem przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie.
            - Co się tak szczerzysz do siebie? - spytał Leo, gdy podawałam mu jedną z ostatnich rzeczy.
            - Koniecznie musisz wiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, uśmiechając się jeszcze  szerzej.
            Spojrzał na mnie uważniej, śmiesznie przekrzywiając przy tym głowę.
            - Dobra, nie musisz mówić - oznajmił - Dobrze wiem, co siedzi w tej twojej główce.
            - Skoro tak twierdzisz - wystawiłam mu język i na nowo 
wznowiłam swój marsz w  kierunku stajni - Ja będę lecieć, bo już i tak
 jestem spóźniona na spotkanie z Mayą. Do zobaczenia!
            
Pomachałam mu. Leo prawdopodobnie chciał zrobić to samo, jednak chyba 
zapomniał o tym, że ręce ma pełne spiżowych części i wszystkie znów 
spadły mu na ziemię. Wymruczał coś do siebie pod nosem, zasalutował mi z
 cwaniackim uśmiechem i na nowo wziął się do zbierania swoich rzeczy, 
podczas gdy ja biegiem  skierowałam się w stronę stajni.
*** 
           
 Wracając przed las z powrotem w stronę Obozu czułam się trochę jak 
osoba o rozdwojonej jaźni. Fizycznie czułam się naprawdę świetnie. 
Wędrując z Mayą po lesie napotkałyśmy mrówkę rozmiarów ciężarówki. Było z
 nią troszeczkę zachodu, ale poszło nam całkiem sprawnie. Zrobiło się 
trochę niebezpiecznie, kiedy mrówa przewróciła mnie jedną ze swoich 
kończyn, a mój miecz  poszybował 10 metrów w tył. Jednak myślę, że to 
właśnie ta adrenalina, szybkość akcji i szaleńczy atak na potwora 
sprawiły, że czułam się tak dobrze.
            
Psychicznie z jednej strony też było wspaniale. Bo przecież okazało się,
 że nie jestem aż taka beznadziejna w tak zwanej walce w terenie, Nico 
odpoczywa z Trzynastce cały i zdrowy, no i znowu rozmawiam z Leo! 
Skakałabym z radości, gdyby nie moja podświadomość przypominająca o 
niepokojących zdarzeniach dziejących się poza Obozem.
           
 W dodatku przeczuwałam, że niedługo coś się wydarzy. Nie miałam pojęcia
 co, ale na pewno coś wielkiego, zaskakującego i bardzo niebezpiecznego.
           
 Wracałam sama, Maya chciała jeszcze zostać. Ja nie mogłam, musiałam 
przecież sprawdzić jak się czuje Nico. Córka Aresa odprowadziła mnie 
miejsca, gdzie zaczyna się wydeptana ścieżka, żebym spokojnie mogła 
wyjść z lasu.
            Przypomniał mi się 
spacer do lasu z Tonym, w moje piętnaste urodziny. Pamiętam jak 
cieszyłam się każdym oddechem, jakbym od dawna nie czuła w sobie 
świeżego powietrza. Teraz kiedy odepchnęłam myśli na dalszy plan i 
skupiłam się na samym oddychaniu i równomiernym biciu mojego serca, 
nadal czułam, że jest to coś, czego wyczekiwałam od bardzo dawna.
           
 W lesie było spokojnie, dźwięki tworzyły idealną harmonię. Szum liście,
 śpiew ptaków, chichoty nimf. Słyszeć, nie słyszałam nic niespotykanego,
 ale w pewnym momencie coś zobaczyłam.
          
 Była to noga. Noga zwisająca z gałęzi drzewa, odziana w ciemne 
przylegające spodnie i czarne skórzane buty, idealne do biegania po 
nierównych powierzchniach. Uniosłam lekko głowę i już wiedziałam do kogo
 tajemnicza noga należy.
            Miranda 
siedziała na gałęzi, obierając się plecami o pień drzewa. Czytała 
książkę, z zawziętością i skupieniem na twarzy. Chyba mnie jeszcze nie 
zauważyła i postanowiłam to wykorzystać. Ukryłam się za drzewem i 
skradając się, przesuwałam za jednego pnia za drugi. Na szczęście 
skradanie się było moją mocną stroną, chyba zdolność dzieci Hadesa.
           
 Byłam już naprawdę blisko drzewa, na którym siedziała, kiedy odezwała 
się spokojnym głosem, nie zmieniając wyrazu twarzy.
           
 - Montrose, przestań się skradać. Widzę się od samego początku - przewróciła stronę -Twoje włosy są w tym świetle granatowe i chcąc nie
 chcąc, rzucają się w oczy.
            W duchu przeklęłam te cholerne kłaki i wyszłam zza drzewa.
            - Co tu robisz? - spytałam córkę Nyks.
            - Masz coś nie tak ze wzrokiem? - Och, no tak zapomniałam, że jej nie może zadawać tak ogólnych pytań.
            - Co czytasz? - spróbowałam znowu, ignorując jej zaczepne pytanie.
           
 - Nie udawaj, że cię to interesuje - nie miała racji, interesowało 
mnie to. Dla samej mnie było to zaskakujące, ale taka była prawda.
           
 - Pewnie po prostu udajesz, że czytasz. Nie znasz nawet tytułu tej 
książki, nie dziwiłabym się, gdybyś trzymała ją do góry nogami - wiedziałam, że ją to wkurzy. Spojrzała na mnie przymrożonymi oczami, tak
 jakby zatruwała jej powietrze. Uśmiechnęłam się złośliwie.
            - „Jane Eyre” - powiedziała szorstkim tonem.
           
 - O czym to? - zapytałam, nadal wbrew sobie zainteresowana. To może 
być dość irytujące, ale gdy chce się czegoś dowiedzieć, jestem męcząco 
dociekliwa.
            - To trudna książka, 
wątpię, żebyś cokolwiek zrozumiała - odpowiedziała z westchnieniem -Dzieła sióstr Brontë są ogólnie napisane trudnym do ogarnięcia, 
szczególnie dla herosa, językiem. Jeśli chciałabyś się zapoznać z ich 
twórczością, polecam na początek „Wichrowe Wzgórza”. To powieść prawie tak
 samo genialna jak historia Jane Eyre, ale jest większe  
prawdopodobieństwo, że twój ograniczony rozum cokolwiek ogarnie.
           
 Było coś pięknego w tym jak mówiła o książkach. Na pierwszy rzut oka 
było widać jej fascynacje nimi. Aż chciało się jej słuchać. Nie 
zwracając uwagi na jej uwagę o moim ograniczonym rozumie jeszcze raz 
przetrawiłam jej słowa. Nazwisko Brontë wywołało u mnie takie samo 
uczucie, jakie przeżywałam wtedy kiedy opowiadali mi o bogach i 
mitycznych stworzeniach. Ja już to wiedziałam, miałam z tym do  
czynienia.
            -Siostry Brontë … Były angielskimi pisarkami, prawda? - zapytałam.
           
 - Zgadza się - odpowiedziała po chwili. Zamknęła książkę i spojrzała 
na mnie z mieszaniną zdziwienia i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam 
nazwać - Chyba nie jesteś aż tak ciemną masą za jaką cię uważałam - to powiedziawszy zeskoczyła na ziemię. Normalny człowiek pewnie złamałby
 sobie przy tym nogę, ale dla herosa w dobrej formie to żaden problem.
            Gdy wyprostowała się, ponownie zainteresowałam się sztyletem przypiętym do jej pasa.
            - Nie wiedziałam, że walczysz sztyletem - powiedziałam.
            Miranda spojrzała najpierw na mnie potem na sztylet. Na jej twarz wpłynął nieodgadniony wyraz.
           
 - Nie wiesz wielu rzeczy, Montrose - mruknęła po chwili milczenia i 
zaczęła iść. Zrównałam się z nią i postanowiłam pomęczyć ją całkiem 
innymi pytaniami.
            - Dzisiaj rano zwróciłaś się do Drake’a per Sherman - zaczęłam - To jego nazwisko?
            - Jakaś ty bystra - rzuciła ironicznie.
           
 - No więc znam już twoje przyszłe nazwisko… Fajnie by było poznać 
obecne - Miranda spojrzała na mnie. Miała taką minę, że nie mogłam 
powstrzymać śmiechu.
            - Wiesz co Montrose, kiedy jakiś potwór cię pożre, wybuduję mu za to pomnik - powiedziała kąśliwym tonem.
            - I tak się dowiem - zapewniłam - Zapytam Drake’a.
            - To sobie pytaj - powiedziała obojętnym tonem córka Nyks.
           
 Wyszłyśmy już z lasu i szłyśmy wzdłuż stajni. Przez chwile obie 
milczałyśmy. Miranda przerwała ciszę, tym razem to ona chciała się 
dowiedzieć czegoś ode mnie.
            - Skąd wiedziałaś, że siostry Brontë były angielskimi pisarkami? - zapytała.
            Zastanowiłam się chwile nad odpowiedzią. Wytężyłam umysł i skupiłam się na samym nazwisku sióstr.
           
 - Byłam kiedyś w Anglii, w Londynie -  te słowa same wypłynęły z moich
 ust. Zupełnie nie wiedziałam skąd mi się wzięło to stwierdzenie, ale 
była stuprocentowo pewna, że mówię prawdę.
           
 - Niby kiedy? A może pochodzisz z Anglii? - oczy córki Nyks błysnęły 
zainteresowaniem - Chociaż pewnie nie. Nie masz akcentu.
           
 - Ja… nie wiem - próbowałam sobie coś przypomnieć, ale wiedziałam 
tylko to, że kultura angielska jest mi dobrze znana - Tylko czasem 
udaje mi się stwierdzać fakty związane z moją przeszłością. Jest tego 
naprawdę niewiele. Odkąd obudziłam się w tym cholernym Domu Dziecka, 
próbuję sobie coś przypomnieć. W sumie to nie powinnam narzekać, miałam 
szczęście z tym, że obudziłam się  akurat tam. Mogłam obudzić się w 
szczerym polu albo na pustyni...
            - 
Dom Dziecka i szczęście nigdy nie występują razem w jednym zdaniu - przerwała mi Miranda. To stwierdzenie zaskoczyło ją chyba jeszcze 
bardziej niż mnie.
            Potrząsnęła energicznie głową i zmieniła temat.
            - Kiedy dostanę moją książkę z powrotem? - zapytała.
           
 - Możliwe, że jutro. Jestem już w momencie rozpoczęcia bitwy... - 
przerwałam słysząc dźwięk konchy - O bogowie! A miałam jeszcze przed 
obiadem zobaczyć jak czuje się Nico. Nie martw się, zobaczymy się potem.
           
 - Właśnie tego się obawiałam - mruknęła Miranda. Posłałam jej szeroki
 uśmiech i pognałam w stronę domków mieszkalnych.
***
           
 Nico twierdził, że czuję się już normalnie, ale zmusiłam go do 
pozostania w Trzynastce. Szybko opowiedziałam mu o tym, że rozmawiałam z
 Leo i o tym, że jestem pewna, że byłam kiedyś w Anglii. Obiecałam 
przysłać tu kogoś z obiadem dla niego i pobiegłam do pawilonu jadalnego.
           
 Obiad pochłonęłam z zadziwiającą prędkość. Wcześniej oczywiście 
wrzuciłam kawałek mięska do ognia z podziękowaniem dla bogów za to, że 
Nico jest cały. Dorzuciłam jeszcze (dość nachalną) prośbę do Hadesa. 
Miałam nadzieję, że łaskawie zechce mi pomóc w rozwikłaniu zagadki mojej
 przeszłości.
            Kończąc jedzenie 
zorientowałam się, że Leo nie ma w pawilonie. Pewnie nadal siedzi w 
Bunkrze. Przełknęłam ostatni kęs i wstałam. Długo z nim nie gadałam i 
postanowiłam to nadrobić. Od razu skierowałam się w stronę lasu.
           
 Nie uszłam daleko, a ktoś stuknął mnie w ramię. Odwróciłam się i 
stanęłam twarzą w twarz z szeroko uśmiechniętym Dylanem.
            -
 Umpf - wydałam z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, wynikający z
 zaskoczenia, radości i... strachu? No tak, ta wieczna obawa, że 
zbłaźnię się przed kimś kto mi się podoba. Chyba muszę zacząć brać kurs u
 Drake'a jak sobie z tym radzić - Czeeeść.
           
  - No hej, Lynn - przywitał się. Już chyba kiedyś wspominałam, że 
jego uśmiech powinien był zakazany? - Co tam? Jak czuje się Nico? 
           
 - Wszystko z nim w porządku - odparłam. No i niech mi tylko ktoś 
powie, że to nie jest świetny materiał na chłopaka, no! - Jest jeszcze trochę zmęczony, ale czuje się dobrze.
            - A przez to chyba ty też czujesz się lepiej, co? - zagadnął.
            - Aż tak to widać?
           
 - Chyba nie ma osoby w Obozie, która by tego nie zauważyła - zaśmiał 
się - Fajnie, że się tak dogadujesz z bratem.
           
  Uśmiechnęłam się słabo. Nie za bardzo chciałam zaczynać temat mojej 
rodziny, ale na szczęście Dylan też chyba tego nie zamierzał robić, bo 
powiedział:
             - Ostatnim razem 
nam przerwano, ale tak sobie pomyślałem, że może moglibyśmy się kiedyś 
razem gdzieś przejść? Wiesz, na jakiś spacer, czy coś.
             - To znaczy jeśli nie chcesz... - zmieszał się, gdy źle zinterpretował moją minę.
           
  - Nie, nie, bardzo chętnie! - sprostowałam natychmiast, chyba zbyt 
gwałtownie, ale Dylan nie zwrócił na to większej uwagi.
            - To super - przeczesał ręką czuprynę blond włosów - Kiedy masz czas?
            - Właściwie to przez większość dnia...
            - W takim razie może dziś wieczorem? Robisz coś wtedy?
           
 - Nie, dziś wieczorem pasuje - zgodziłam się, czując jak rośnie 
we mnie coraz większe poczucie szczęścia. No przysięgam, że miałam 
wrażenie, że ze szczęścia zaraz odlecę.
           
 - W takim razie wpadnę do ciebie, pod Trzynastkę po kolacji, okej?
            Skinęłam głową, uśmiechając się tak, że Dylan prawdopodobnie mógł 
policzyć moje zęby.
            - Mogłabyś się częściej tak szeroko uśmiechać.
           
 Momentalnie zakryłam usta dłonią, przerażona faktem, że chyba 
faktycznie udało mu się dokładnie poznać zawartość mojej jamy ustnej. Na
 ten gest Dylan się roześmiał.
            -
 Wiesz, jak mówię, że mogłabyś coś robić częściej, mam na myśli, żebyś 
robiła to więcej razy w ciągu dnia, nie na odwrót.
           
 - Lynnette! - odwróciłam się w stronę głosu. Nie byłam zdziwiona, gdy 
moim oczom ukazał się Drake. Przerywanie mi rozmów z Dylanem to chyba 
jego nowe hobby.
             - Doborowe 
towarzystwo sobie znalazłaś - mruknął, gdy stanął już obok mnie. Syn 
Hermesa zmarszczył brwi na tą złośliwa uwagę, jednak nie skomentował 
jej, choć widziałam, że odpowiedź cisnęła mu się na usta.
             - No cóż, to ja chyba będę się zbierał - uśmiechnął się do mnie przepraszająco - Do zobaczenia wieczorem!
            Pomachał mi wesoło, po czym zaczął oddalać się z powrotem w stronę pawilonu jadalnego.
           
 - Drake'u Shermanie, czy obrałeś sobie za cel życiowy odstraszanie ode 
mnie chłopaków i uczynienie ze mnie wiecznej dziewicy, czy coś? - 
naskoczyłam na niego, kiedy tylko znaleźliśmy się poza zasięgiem słuchu 
Dylana.
            - O bogowie, spóźniłem się więc, skoro chodzi już o sprawę twojego dziewictwa!
            Trzepnęłam go w ramie.
            - Po co mnie szukałeś? - zapytałam.
           
 - Nie szukałem, zobaczyłem cię zupełnie przypadkowo - odpowiedział i 
przetarł oczy dłonią. Przyjrzałam mu się uważniej. Kolor jego włosów i 
oczu był taki sam jak rano, ale wyraz jego twarzy był inny. Był jakby 
mniej wyrazisty, zmęczony i może trochę zasmucony. Zaczęłam się 
zastanawiać czy spotkało go coś przykrego czy po prostu śniło mu się coś
 niezbyt przyjemnego.
            - Więc po co do mnie podszedłeś? Chciałeś czegoś?
            - Absolutnie niczego. Chciałem tylko wkurzyć tego blond chłoptasia.
            Znowu trzepnęłam go w ramie. 
            - Auć - mruknął - Przed każdym spotkaniem z tobą będę zakładał zbroję.
           
 - I prawidłowo - posłałam mu spojrzenie pełne aprobaty. Drake nie 
odpowiedział, kopnął leżący na drodze kamyk. Chyba jednak coś go 
dręczyło. Przystanęłam.
            - Wszystko w porządku? - zapytałam.
            - Sam nie wiem - odpowiedział i znowu przetarł oczy - Miałem sen.
           
 A więc to jednak o to chodziło. Podeszłam do jednej z ławek stojących 
koło boisko do siatkówki i na niej przysiadłam.
            - Opowiedz mi go - poklepałam miejsce obok siebie. Drake wahał się przez chwilę, ale potem usiadł koło mnie.
           
 - Wtedy kiedy Nico opowiadał na co mu się przytrafiło… Ja nie zasnąłem
 ze zmęczenia ani ze znudzenia. Zasnąłem po to, żeby śnić.
            Przez chwile tylko patrzyliśmy sobie w oczy, po czym syn Hypnosa kontynuował.
           
 - Śnił mi się klif. Wiedziałem, że to sen, ale kiedy spojrzałem w dół 
przeszły mnie ciarki. Niczego tam nie zobaczyłem, tylko ciemność. Ale to
 właśnie ona była taka przerażająca. Bezdenna, pochłaniająca wszystko 
czerń - przełknął ślinę - Potem kiedy po śniadaniu poszedłem do 
domu, znowu zasnąłem i przyśniło mi się to samo. Stałem nieruchomo 
kawałem od krawędzi klifu, a potem ziemia pod  moimi nogami się 
zatrzęsła. Zacząłem uciekać, ale coś pociągnęło mnie w dół. Długo 
spadałem, a przed oczami pojawiały mi się przedziwne obrazy. Uciekający 
jeleń.. albo łania, walące się budynki, jakiś długi przedmiot, laska, 
włócznia albo po prostu zwykły kij. Potem gasnące światła na Olimpie, na
 koniec usłyszałem przeraźliwy kobiecy krzyk i się obudziłem. Od tamtego
 czasu, no… jakoś specjalnie nie tryskam entuzjazmem.
           
 - To mogło oznaczać wszystko - niepewnie położyłam mu dłoń na 
ramieniu. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Fakt, ten sen trochę 
niepokoi, ale wolałam nie mówić o tym Drakowi, na pewno nie teraz - Myślę, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy.
            - Łatwo ci mówić - mruknął - Ja jestem zależny od nastroju moich snów.
            - I nic nie jest w stanie zmienić ci humoru? - zapytałam.
           
 - Nie no wiesz, coś tam może i by mogła. Kawałek sernika, walka na 
miecze, uśmiech Mirandy… - tego ostatniego chyba nie zamierzał mówić na
 głos, bo leciutko się zmieszał. Uśmiechnęłam się do niego.
            - Widziałeś może niedawno Leo? -postanowiłam przejąć inicjatywę rozmowy.
           - Pewnie nadal siedzi w tym swoim Bunkrze i sortuje złom przeznaczony to naprawy… - syn Hypnosa urwał.
            - Spoko, wiem o tym, ze Leo chce odbudować Festusa - zapewniłam.
            - No, więc pewnie siedzi tam i nad tym główkuje.
           
 - Co ty na to, żeby złożyć mu wizytę? - zapytałam i podniosłam się z 
ławki -No chodź, bo ty razem to chyb twoje ADHD zniknęło, trzeba je 
odnaleźć.
            Drake uśmiechnął się szeroko i z westchnieniem podniósł się z miejsca.
***
           
 Siedzieliśmy w Bunkrze 9. aż do kolacji. Bardzo miło spędziłam czas i 
myślę, że humor Drake’a też znacznie się poprawił. Kiedy we trójkę 
weszliśmy do pawilonu jadalnego, od razu dostrzegłam Nica siedzącego 
przy stole Hadesa. Powiedziałam chłopakom, że pogadamy potem i posiadłam
 się do brata.
            - Nie musiałeś przychodzić na kolację, powinieneś jeszcze odpoczywać… - zaczęłam.
           
 - Chyba umarłbym z nudów, gdybym posiedział tam jeszcze z pięć minut - oświadczył Nico. Uśmiechnęłam się do niego i zabraliśmy się za 
jedzenie.
            Pochłaniałam chyba 
trzeciego z kolei tosta, kiedy usłyszałam czyjś krzyk. Inni też to 
usłyszeli, bo wszystkie głowy zwróciły się w stronę sosny Thalii. To 
właśnie ze wzgórza dobiegał krzyk. Chejron poruszył niespokojnie 
kopytami, a Percy podniósł się z miejsca.
           
 Wszyscy zamarliśmy w milczeniu. Nie upłynęły dwie sekundy, a ze wzgórza
 zaczął biegać ktoś zbiegać. Uspokoiłam się trochę widząc, że to nikt 
obcy. Był to obozowicz, który akurat pełnił wartę. Chyba syn Hermesa, 
był bardzo podobny do Travisa i Connora.
            - Lucas - odezwał się Chejron, kiedy chłopak wbiegł do pawilonu - Co się stało?
           
 - Żądają rozmowy z tobą - odpowiedział chłopak - Łowczynie Artemidy.
Jego głos był zachrypnięty od biegu. Jednak słychać w nim było mieszaninę 
zdumienia, zaintrygowania i lekkiego strachu. I tak chyba się czuli 
wszyscy obozowicze, włącznie ze mną. 
Bogowie! dghkfjghkghdfgdfjwdohi <3 Tyle na to czekałam, aż w końcu jest :D Świetne! O rany, kochany :D Emocje mnie zżerają! Lynn i Leo <3 Wybaczcie, że pisze bez sensu, ale to jest takie piękne!!! I Nico i Drake, Miranda! Nawet zaczęłam lubić Dylana, ale i tak czekam na Leonnette <3 Pozdrawiam i czekam na dalsze rozdziały!
OdpowiedzUsuńokok. Słuchajta mnie, Bo tak wgl, to odświeżałam se ostatnio pamięć i czytałam "Zagubionego Herosa" i co się okazało! Okazało się, że jeden z tych duchów wiatru nazywał się Dylan!
UsuńI co się później wydarzyło! Opis z książki pasuje do opisu tego Dylana z waszego ff! O lol, to ten sam? Ale genialnie!
Uzupełniając swą odpowiedź... co wy kombinujeta? Percy i Drake nie lubią per Dylana, więc może chodzi o to? Tylko, że oni go nie spotkali. Wariuję, wiem. Ale cóż poradzić...
Pozdro :P
oh yeah!!! Przeczytałam i mi się podoba więc puszka dla biednego satyrka ;) nie ma za co
OdpowiedzUsuńej Lydia, nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że Dylan to jakiś sukinsyn będzie... przecież to dziwne, że za każdym razem usiłują oderwać Lynn od niego i im przeszkodzić... nie mają najlepszego zdania o nim... odpisz, czy mam rację ^.^ ale ogólnie rozdział cudowny, przesyłam całusy, uściski i puszkę dla dzieci Grovera i Kaliny *.*
OdpowiedzUsuńO matko <3 Tyle czekałam na ten rozdział! I wreszcie się doczekałam <3 I jest tak idealny, jak reszta <3
OdpowiedzUsuńhttp://piata-huncwotka.blogspot.com/
A do mnie zapraszam na poremontowy rozdział pierwszy :D
Nareszcie! <3
OdpowiedzUsuńŻe what?! Że skąd tam Łowczynie? O.o
LEONETTE POWRACA! *u* Tylko niech Lynn wreszcie odzyska rozum i da sobie spokój z Dylanem ;x
Wiecie co, brakuje mi jakiejś fajnej kłótni z Robyn xD A tak btw, kocham te dialogi. Mnie trudno rozśmieszyć, ale jak czytam waszego bloga, to czasem nie mogę się ogarnąć :D
Ej hej hej, a ja nawet nie zczaiłam, że Draco i Drake to bracia :o
Właśnie! Drake nie wie, jak Miranda ma na nazwisko, co nie? Ale on jest kochaaany <3
Coś miałam napisać... a tak. Bogowie, Nico żyje, on żyje i przeżyje!
Dobra, chyba tyle. Dajcie mi następny rozdział xD
W czasie czytania musiałam przypominać sobie o oddychaniu w miedzy czasie. Genialny rozdział i warto było czekać. Mam tylko nadzieje,że następny pojawi się szybciej ale wiem jak to jest w roku szkolnym.
OdpowiedzUsuńGenialnie stworzyłyście postać Mirandy. Po prostu ją kocham. Brakuje mi trochę więcej Percy'ego i Annabeth, ale poza tym jest perfekcyjnie. Idealnie nadajecie Riordanowy styl i poczucie humoru. Zaglądam codziennie :)
Buziaczki <3
W końcu zabrałam się za Wasze opowiadanie *-* I przez Was nie nauczyłam się na sprawdzian z angielskiego! ;__________;
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe 10 rozdzialików i jestem wniebowzięta ^.^ Sama piszę i uwielbiam stykać się z ludźmi, którzy piszą ;3 Macie talent <3 To poczucie humoru, zajebistość, ciekawa akcja *-*
Czułam, że będzie coś z Łowczyniami i Artemidą :3
I chyba jako jedyna nie chcę, żeby Leo był z Lynn ;-; Proszę nie! Leo jest mój, ewentualnje Reyny! Na nic innego nje wyrażam zgody ;__________________; Za to Miranda i Drake *________________________________* Oni mają być razem!
Podsumowując:
Jeśli Lynn będzie z Leo to obedrę ją ze skóry (nie ważne, że ją uwielbiam xD)
Jeśli Miranda nie będzie z Drake'iem to z kolei Was obedrę ze skóry, mimo że tak kocham Was i Wasze opowiadanie. ;p
Piszcie szybko, bo pochłonęła mnie ta historia *-*
I niech Apollo i muzy czuwają nad Waszą weną!
~Riva
strasznie się cieszę, że już jest. nie mogłam się doczekać *-*
OdpowiedzUsuńpoczujcie moją radość z tego, że Lynn pogodziła się z Leo *___*
najwyższy czas ;d ja tam od początku była za Leo+Lynn ♥
chociaż mogłaby też być z Drakem, on jest taki kochany *-*
ale on ma być z Mirandą, nie wiem jak ale ma być ;d
Dylan teraz taki słodki i wgl, ale i tak go nie lubię! :<
Oczywiście jak zawsze koniec, który najbardziej zaciekawia..
Kocham was dziewczyny.. ♥ jesteście genialne.. <3
Niech Apollo sprawi byście miały duuuużo weny ;3
Jedyny minus, to to, że wasz geniusz potrzebuje tyle czasu, żeby się skrystalizować.
OdpowiedzUsuńWszystko inne... poezja, cudo i tak dalej...
Kocham <3
Kiedy następny rozdział na Krew Naszych Przodków :( ?
OdpowiedzUsuńProszę nie zostawiaj nas, Kochamy cię :c