środa, 4 grudnia 2013

Rozdział XIII.

Eh. Znowu nam trochę z tym rozdziałem zeszło, co?

Po raz kolejny przepraszamy. Ale wiadomo, teraz jest najgorszy okres w śmiertelnej szkole - masa nauki, przygotowania do testów, próbnych matur. Ponad to, jak już wspominałyśmy ostatnio, mamy mnóstwo roboty w schronisku dla satyrków! Naprawdę, dla Was napisanie komentarza to tylko góra 5 min, dla satyrków życie, dla nas - największa radość na świecie.

Rozumiecie, smutno się nam robi, jak na 61 obserwatorów, skomentuje tylko siedmiu :c

Swoją drogą, powinniśmy chyba podziękować. Tak.

Kochanej Dianie Finkle, Maggie i kociaki98, które skomentują zawsze i to jeszcze tak, że ich komentarze czyta się dłużej niż sam rozdział. Serio, jesteście najlepsze <3

Kończąc -  nie wiemy, kiedy uda nam się dodać XIV. Tak czy siak, mamy dla Was świąteczną niespodziankę, więc pamiętajcie - 24.12.2013 wszyscy wchodzimy na www.neew-beginning.blogspot.com ! :D

Miłej lektury, herosi!

Lydia&Kath

________________________________________________


             Zamrugałam parę razy i walnęłam się otwartą dłonią w czoło. Jeszcze się do końca nie obudziłam, więc trafiłam bardziej w nos niż w czoło. Trochę zabolało, ale Drake chyba niczego nie zauważył, więc nic się nie stało.
             - Dobranoc – rzuciłam synowi Hypnosa i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zdawać by się mogło, że omówiłyśmy już tę kwestię z Mirandą, ale jak widać przyda mi się jeszcze jedna lekcja savoir-vivre.
             Ledwo co zdążyłam się odwrócić, a dobiegł mnie głos Drake’a:
             - Daj spokój, jak będę chciał to i tak wejdę do środa i poznam tajemnicę tej waszej twierdzy – westchnęłam cicho, bo wiedziałam, że to prawda. Nie o twierdzy oczywiście, o tym, że jeśli naprawdę będzie chciał to wejdzie do środka.
             Ponownie otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się słodko.
             - Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, z tego jak bardzo nienawidzę wczesnego wstawania – powiedziałam – Mam nadzieję, że znasz ryzyko tego na co się porwałeś. Zawłaszcza, że miałam niezwykle ciekawy sen.
             - Mhm, wyobrażam sobie – mruknął Drake – No więc jak to jest? Trzymacie zwłoki w szafach czy palicie ludzkie kości? – zapytał głosem szalonego naukowca.
             - I jedno i drugie – odpowiedziałam.
             - W każdym razie … Jak już mówiłem, idziemy na misję – mówiąc to wyglądał jakby przez tydzień żył na samej kofeinie – Także idź się spakować, ubierz się wygodnie, a przede wszystkim się uczesz.
             Bogowie, mamy to króla subtelności.
             - Jeszcze jeden zbędny komentarz o mojej fryzurze, a przeprowadzasz się do Tartaru – burknęłam.
             Drake parsknął pod nosem. Przyjrzałam mu się uważnie i stwierdziłam, że nie żartuje. Westchnęłam głośno.
             - Czyżbyś znowu śnił na jawie? – zapytałam, unosząc jedną brew.
- W życiu nie czułem się bardziej rozbudzony! – powiedział to w ten sposób, że w grę nie wchodziło nie wierzenie mu.
             Uszczypnęłam go w ramię. Może i uwierzyłam mu od razu, ale on wcale nie musiał o tym wiedzieć. Poza tym, trzeba było nie wypowiadać się na temat mojej fryzury.
             Masując sobie ramię, spojrzał na mnie oskarżycielsko.
             - Musiałam się upewnić – powiedziałam i zrobiłam niewinną minę – Dobra, może i już nie śpisz, ale to nie zmienia faktu, że coś jest z tobą nie tak. Chyba straciłeś już te resztki rozumu – dodałam po chwili milczenia.
             - Och, Hypnosie … Widzę, że szykuje się poważniejsza rozmowa – oparł się o barierkę ganku – Miałem sen, Lynnette. Uwierz mi, ja się znam na snach i ten mój nie należał do zwykłych. Opowiem ci go, ale może lepiej nie tutaj.
             Znowu przyjrzałam się mu uważnie. Mówił absolutnie poważnie, niestety. Nie wiem kiedy to się stało, ale miałam wrażenie, że poznałam już Drake’a na wylot i wiedziałam, że może zrobić coś głupiego. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak wysłuchanie go.
             Przekroczyłam już próg Trzynastki, kiedy uświadomiłam sobie, że komentarz odnośnie moich włosów, wcale nie był bezpodstawny. Wydałam z siebie dźwięk przypominający jęk i rzuciłam, że wracam za 5 minut.
             Doprowadzenie się do stanu mniej więcej użytkowego, zajęło mi chyba jeszcze mniej niż 5 minut, ale kiedy wybiegałam na ganek, Drake wyglądał jakby czekał tu jakieś 3 godziny. Jakbym miała zgadywać to już przysypiał, jednak kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi, zerwał się na równe nogi, znowu niezwykle rozbudzony. Ruszył szybkim krokiem w kierunku innych domków. Przewróciłam oczami i poszłam za nim.
Syn Hypnosa chyba początkowo miał zamiar usiąść na ławce koło boiska, ale zmienił zdanie widząc dzieci Demeter i Dionizosa, kierujące się w stronę pól z truskawkami. Cały Obóz budził się już do życia, wszędzie pojawiali się herosi. Drake przystanął i podrapał się po głowie.
             - Ci bogowie mogliby już przestać się rozmnażać – mruknął – Chodźmy do mojego domku.
             Kiwnęłam głową na znak zgody. Byłam już kiedyś w domku Hypnosa. Pełno tam było maków polnych, mięciutkich poduszek i koców. Kiedy byłam tam z Leo, od razu po wejściu poczułam zmęczenie i senność. Gdyby nie to, że moje ADHD jest na tak zaawansowanym poziomie, pewnie bym uległa. Domek z zewnątrz wydawał się przytulny i zachęcał do wstąpienia. Gdy patrzyłam na zamglone światła za oknami, miałam ochotę zwinąć się w kłębek na trawie, zasnąć i nie wstawać do kolacji. Ostatnim razem kiedy odwiedzałam domek Drake’a, jego aura nie była aż tak silna. To pewnie przez to, że przed chwilą się obudziłam.
             Jednak mimo zaspania, zauważyłam szczegół, który wcześniej mi umknął. Obok drzwi wisiała tabliczka z numerem 15a.
             Zapytałam o to Drake’a.
             - Cóż, to nie jest … oryginalna Piętnastka. Spójrz tam – wskazał na mały domek, stojący najbliżej domku Mirandy.
             Tamten wyglądał jak chatka osadników. Cały z gliny i sitowia. Nigdy nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi.
             - Dlaczego już go nie używacie? – zapytałam.
             - To długa historia, a ja nie znam wszystkich szczegółów – staliśmy już przy drzwiach „nowej” Piętnastki – Wchodź do środka.
             W środku spały cztery osoby. Trzech chłopców i jedna dziewczyna. Ich oddechy i ciche pochrapywania zgrywały się w jedną, usypiającą kompozycję. Jedno łóżko było wolne – bez wątpienia należało do Drake’a. Nic nie mówiąc ani nie myśląc, rzuciłam się na nie. Było to zdecydowanie najwygodniejsze łóżko na jakim leżałam. Nie było ani za miękkie, ani za twarde. Poduszki nie były ułożone ani za nisko, ani za wysoko. Wtuliłam twarz w jedną z nich i poczułam zapach ciepłego mleka.
             - Karaluchy pod poduchy – mruknęłam i zamknęłam oczy.
             Usłyszałam westchnienie Drake’a i kilka szybkich kroków - teraz już wiem, że brał rozbieg. Minęły może ze dwie sekundy i skoczył z impetem na łóżko (do zmiażdżenia mojej stopy brakowało minimetrów), tak że ja sama podskoczyłam i mało co z niego nie spadłam. Rzuciłam w chłopaka poduszką. Marzyłam o chwilce snu, a on wyglądał jak gotowy do przebiegnięcia maratonu. Zaczęłam się zastanawiać, które z nas jest dzieckiem Hypnosa.
             - Tylko pięć minut – poprosiłam, ale wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy (dzisiaj miodowo-złote), żebym usiadła prosto.
             - To był jeden z tych snów-wiadomości – zaczął Drake, bez zbędnych wstępów – Ktoś mi go zesłał – zamilkł na chwilę – Mój ojciec konkretniej.
             - Rozmawiałeś ze swoim tatą?
             - Nie – westchnął – Nie bezpośrednio. Rozmawiałem ze strażnikiem jego jaskini, Endymionem, wiesz ten gościu forever young, któremu mój stary dał dar snu z otwartymi oczami.
             - Nie miałam przyjemności poznać – mruknęłam pod nosem.
             - Dużo nie straciłaś. Endymion powiedział mi, że …
             - Czekaj! – przerwałam mu – Na pewno najlepiej rozmawiać o tym tutaj? No wiesz, twoje rodzeństwo …
             - Daj spokój – Drake machnął ręką – Śpią jak zabici. Nie obudziłyby ich nawet budzący się do życia Tyfon. A nawet jeśli coś usłyszą, będą pewni, że to część snu.
             - No dobra, więc mów co ci ten Endy powiedział.
             - Powiedział mi, że … - zawahał się – Że mój ojciec mówi, że to misja dziecka Hypnosa. Moja misja. Że… Nie pamiętam dokładnie jak to ujął. Chyba, że nie zagram pierwszych skrzypiec, ale jedną z głównych ról – mówił to z takim ożywieniem i nadzieją. Rozumiałam go, chyba każdy heros by zrozumiał. Każdy z nas pragnął być zauważony przez boskiego rodzica, wyróżniony.
             - Drake – zaczęłam łagodnie – Rozumiem co czujesz, ale to był sen i …
             - Lynnette – spojrzał na mnie z udawaną ostrością – Czy ja ci mówię, który szkielet leżał w ziemi dłużej, a który krócej?
             - Że co? – nie zrozumiałam kompletnie nic, ale parsknęłam śmiechem.
             - Och, nieważne – wyrzucił ręce do góry – Chodzi mi o to, że jestem dzieckiem Hypnosa, znam się na snach. Zresztą tu nie trzeba mieć za ojca boga snów, żeby to wiedzieć. Gdybyś tylko sama zobaczyła ten sen … - wydawało mi się, że teraz mówi sam do siebie – Szkoda, że to już niemożliwe…
             - Jak to już niemożliwe? – zaciekawiłam się.
             - W sumie to ja nie powinienem o tym wiedzieć – rozciągnął nogi na łóżku – Ale wiem dużo rzeczy, o których nie powinienem mieć pojęcie – wyszczerzył zęby – Podobno w pierwszej Piętnastce może było robić takie rzeczy. Pokazywać innym swoje sny i wspomnienia.
             - Powiedz mi co wiesz, o tym czemu już nie używacie tamtego domku – poprosiłam.
             - Pewnie nie zdziwi cię to, że nic nie powinienem na ten temat wiedzieć. Ale fata chciały, żebym był we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Podsłuchałem kilka rozmów. Coś się stało, chyba po kulminacyjnej akcji w wojnie z Gają – zrobił krótką przerwę – W pierwszej Piętnastce jest gałązka, z której sączą się krople z rzeki Lete. Coś się stało i woda zaczęła wydawać dziwne opary, teraz niebezpiecznie jest tam przebywać.
             - Lete? Rzeka zapomnienia? – wolałam zapytać dla pewności.
             - Dokładnie – potwierdził syn Hypnosa – Był jakiś incydent z pamięcią, teraz nawet nie możemy korzystać z daru odzyskiwania pamięci …
             - Dar odzyskiwania pamięci?! – zerwałam się na równe nogi – Czemu słyszę o tym po raz pierwszy?!
             - Nie wiem Lynnette… O tym też nie powinienem wiedzieć . Trzymają to w tajemnicy.
             - Co konkretnie? – warknęłam.
             - Podobno każde dziecko Hypnosa może zobaczyć i odzyskać czyjeś wspomnienia – powiedział Drake po chwili zastanowienia – Nie wiem na czym to polega, pytałem, ale nigdy nie otrzymałem odpowiedzi. Nie wiem nawet czy posiadam taki dar.
             - Więc Chejron i cała reszta wiedzą, że jest możliwość przywrócenie mi pamięci i nikt mi o tym nie powiedział? – zaczęłam chodzić w te i z powrotem.
             - Coś się wydarzyło – powtórzył syn Hypnosa – Nie wiem co, ale teraz już nawet bogowie nie igrają z pamięcią. Znaczy się … no nie wszyscy, bo jakiś widocznie zaigrał z twoją.
             - Sugerujesz, że któryś z bogów zabrał mi wspomnienia? – zapytałam z uniesioną brwią.
             - Tak mi się wydaję – przytaknął – Naprawdę Lynnette, gdybym wiedział cokolwiek więcej już dawno bym ci o tym powiedział. Ale sprawa jest na tyle poważna, że ci, którzy nie wiedzieli o tym wcześniej, nie mogę się już o tym dowiedzieć. Zwłaszcza ja.
             - Dlaczego zwłaszcza ty? – usiadałam obok niego.
             - Cóż… pewnie zauważyłaś, że trochę się różnie się od swojego rodzeństwa. Nie potrzebuję tyle snu co oni, ponieważ zanim nauczyłem się panować nad swoimi mocami, całe moje życie było snem – mówił to z jakimś smutkiem, działając impulsywnie położyłam mu dłoń na ramieniu – Jestem … no, mam więcej mocy niż oni wszyscy razem wzięci. Nie chcę być nieskromny, ale to prawda. Hypnos nigdy nie miał takiego dziecka jak ja. Podobnie jak w przypadku Mirandy, chyba trochę boją się moich mocy. Nic mi nie mówią, wszystkiego co teraz wiem, musiałem dowiedzieć się sam – kiedy skończył mówić uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
             Obóz to na pewno radosne i bezpieczne miejsce, ale potężni herosi nie mają tutaj łatwo. Zwłaszcza teraz, po tak wielu próbach, które niektórzy z nich musieli przejść, są niespokojni wobec nieznanych mocy. Oczywiście rozumiałam to, ale nie mogłam nie zauważyć lekkiej przesady.
             - Chodźmy tam – powiedziałam zdecydowanie.
             - Gdzie? – Drake spojrzał na mnie pytająco.
             - Do pierwszej Piętnastki – odpowiedziałam – Spróbujesz pokazać mi swój sen i zobaczysz do da się zrobić z moją pamięcią.
             Drake nie odpowiadał.
             - No nie mów, ze nigdy nie chciałeś tam wejść – spojrzałam na niego wymownie – A może się boisz?
             - Kiedy tylko dowiedziałem się tych wszystkich rzeczy, codziennie próbowałem się tam dostać. Nie wiedziałam jak, teraz mam pewnie pomysł, myślę że zadziałoby. Ale jakoś odpuściłem. Poza tym nie wiem, czy możemy tam bezpiecznie przebywać.
             - Jesteś synem Hypnosa, prawdopodobnie masz władzę nad wspomnieniami – powiedziałam – A ja już i tak nie pamiętam co się ze mną działo przez... No, przez całe moje życie, które bogowie wiedzą, kiedy się zaczęło.
             - Opary z rzeki Lete… Z każdej podziemnej rzeki, mogą być niebezpieczne na różne sposoby. Musimy się upewnić – wstał i zaczął intensywnie myśleć – Clovis i Kaylee mogę wiedzieć.
             - Kto i kto? – zapytałam.
             - Mój brat i siostra. Chyba muszę spróbować Kaylee pójdzie łatwiej niż z Clovisem – to powiedziawszy, podszedł do jednego z łóżek i mocno potrząsnął śpiącą na nim dziewczynę.
             Była w ogóle niepodobna do Drake’a. Wyglądała jak wyrośnięty bobas. Uwagę najbardziej przyciągały jej wielkie różowe policzki i blond loki. Wiedziałam już jak wygląda Złotowłosa z bajki O Trzech Misiach.
             Drake nadal nią potrząsał, a ona nadal spała. W końcu chłopak zrezygnował z tej metody. Pochylił się i gwizdnął jej prosto w ucho. Złotowłosa zamachnęła się ręką, jakby chciała odgonić muchę. Drake zagwizdał znowu, tym razem podniosła się lekko i przetarła oczy.
             - Przespałam fajerwerki? – zapytałam sennym głosem.
             - Pobudka – Drake pomachał jej ręką przed twarzą – Potrzebna mi twoja pomoc, Kay.
             - Jutro kochaniutki, jutro – już z powrotem zamykała oczy, ale Drake klasnął rękami jakieś dwa minimetry od jej nosa – No dobra, pomoc, pomoc … O co chodzi?
             - Czym grozi wejście do pierwotnej Piętnastki?
             - Tak… Piętnaście godzin spania to znakomity pomysł braciszku – ziewnęła potężnie.
             - Kaylee!
             - No już, już… No więc, jeśli nie będziesz tam za długo to chyba nic ci się nie stanie. Ale nie bierz głębokich oddechów, żeby nie nawdychać się za bardzo tego paskudztwa. I bogowie brońcie, tam nie zasypiaj – kolejne ziewniecie – Ale nie wiem po co ci to, przecież i tak nie wiesz jak wejść do środka.
             - No jasne, że nie wiem – powiedział Drake szczerząc się do mnie – Tak tylko pytam. Dzięki Kaylee.
             Odpowiedziało mu chrapnięcie.
             - No to chodźmy zobaczyć gdzie balowałaś przez te ostatnie tysiąclecia – rzucił Drake kierując się do wyjścia. Poszłam w jego ślady, z każdą chwilą coraz bardziej podekscytowana.

***

             Czasem to ADHD jest naprawdę przydatne. Gdyby ono nie czyniło wszystkiego co czuję bardziej intensywnym, zasnęłabym od razu po przekroczeniu progu pierwotnej Piętnastki.
             Bardzo łatwo dostaliśmy się do środka. Drake rozsmarował sobie na opuszkach palców ziarenka zaschniętych maków polnych, a następnie narysował nimi na drzwiach pewien symbol. Było to coś na kształt rogu. Symbol zabłysł na kilka sekund, zniknął (serio, wtopił się w drzwi) i usłyszeliśmy kliknięcie zamka. Zapytałam Drake’a skąd wiedział co ma robić, odpowiedział, że niedawno się mu to przyśniło. W sumie sama mogłam się domyślić odpowiedzi.
             Aura pierwotnej Piętnastki była jeszcze silniejsza niż Piętnastki A. W kominku, wygaszonym pewnie już bardzo dawno, nadal płonął żar. Jego migotanie było trochę… hipnotyzujące. Domek wcale nie wyglądał jak opuszczony. Skądś płynęła usypiająca muzyka skrzypiec. Pachniało świeżym praniem. W całą tą harmonie wkomponowało się też regularne pluskanie. Nad kominkiem wysiała gałąź, z której skapywał do sporej kamiennej misy, jakiś biały płyn. Niewątpliwie wody z rzeki Lete.
             Nie ściemniali z tymi oparami, kiedy wzięłam głęboki oddech, na kilka straszliwych sekund zapomniałam po co tu przyszłam. Drake zauważył moje przerażenie i złapał mnie za rękę. Dzięki bogom pomogło.
             - No dobra… Musimy się sprężać – powiedział Drake – Najpierw…
             - Najpierw moja pamięć – weszłam mu w słowo – Proszę.
             - Jasne, to najważniejsze – wiedziałam, że powiedział to szczerze i zalała mnie fala ciepła i jednocześnie jakiegoś przywiązania do tego głupka. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć – Ale Lynnette … - odezwał się znowu – Ja nawet nie wiem co mam robić.
             - Hm, myślę, że powinieneś… wejść do mojej głowy – głośno myślałam – Spróbować wyłapać moje myśli – usiadłam na krześle – Od tego zacznijmy. Spróbuj zgadnąć o czym teraz myślę.
             - Okej, tylko błagam, nic o Morrisie – mruknął – Nie chcę wymiotować przed samym śniadaniem.
             - Zamilcz i weź się do roboty – spojrzałam na niego spode łba.
             Drake zamknął oczy. Ja też to zrobiłam. Próbowałam myśleć o jakimś szczęśliwym wspomnieniu i w mojej głowie pojawiły się promienia słońca próbujące się przebić przez korony drzew. Wiedziałam z jakiego momentu pochodzi to wspomnienie. To było wtedy, kiedy przyłączyłam się do nicnierobienia Leo.
             - Masz ochotę na brzoskwinię – powiedział Drake po pewnym czasie.
             - Brzoskwinię? Serio? – co prawda próba była nieudana, ale musiałam parsknąć śmiechem.
             Syn Hypnosa przejechał otwarta dłonią po twarzy.
             - To wszystko przez to, że włosy Mirandy pachną brzoskwiniami – tłumaczył się – Ostatnio wszędzie czuję ten zapach.
             - Załamujesz mnie czasami – mruknęłam.
             - Może potrzebny jest kontakt fizyczny – powiedział Drake, ignorując moje wyznanie. Podszedł do mnie i złap za rękę.
             Tym razem też zamknęłam oczy. Ale nie skupiałam się już na dobrym wspomnieniu. Nie skupiałam się na niczym. Po prostu pozwoliłam płynąc myślom i obrazom. Otworzyłam się na otocznie.
             W pewnej chwili Drake mocniej ścisnął moją rękę. Uchyliłam jedno oko, żeby na niego zerknąć. Wyglądał jak w jakimś transie. Zaczął kiwać głową w tył i przód. Jedną rękę nadal ściskał moja, a drugą położył mi na czole. Najpierw otworzyłam szeroko oczy i niemal błyskawicznie pojawiły się przed nimi ciemne plamki. Było ich tak dużo, że w końcu nie widziałam nic. Zaczęło mnie ogarniać uczucie spadania. Stapiania się z ciemnością, bezdenną i bezkresną. Nie mam pojęcia ile to trwało, minutę, dwie, może nawet godzinę. Kiedy się wreszcie skończyło, ktoś krzyknął. Nie wiem czy to był krzyk tylko w mojej głowie, krzyk osoby obok czy może to ja sama krzyknęłam. Głowa opadła mi bezwładnie na ramię. Straciłam kontakt z rzeczywistością.


             - O bogowie Olimpu, Lynn! – usłyszałam spanikowany głos Drake’a – Ojcze Hypnosie, Hero patronko krów, co ja najlepszego zrobiłem!
             - Co? Krowy Olimpu? – wymamrotałam.
             - Lynnette! – ledwo co odzyskałam ostrość widzenia, a zaraz zostało mi to odebrane. Drake ze swoją super szybkością rzucił się, żeby mnie uściskać. Niemrawo odwzajemniłam uścisk.
             - Ale mnie przestraszyłaś!
             - Jak długo byłam nieprzytomna? – musiałam zapytać skoro tak panikował.
             - Jakieś 30 sekund – odpowiedział.
             - Bogowie, Drake … - pokręciłam głową z niedowierzaniem – Dobra nieważne, zobaczyłeś coś?
             - Coś na pewno – usiadł na jedynym z łóżek – Ale nie bardzo wiem jak to rozumieć. Zobaczyłem jakieś małe dziecko. Spokojnie śpiące, ogólnie przyjemna scenka. A potem rozległ się głos. Kobiecy, bardzo wkurzony głos. Dobiegał ze wszystkich stron.
             - Co powiedział? – zapytałam, przełykając ślinę.
             - Nie jestem pewny … Coś w stylu „ Nie ma prawa żyć” – przygryzł dolną wargę.
             - Cóż … bardzo optymistycznie – nie wiedziałam co więcej mogłam powiedzieć.
             - Lynnette, nie powinnaś się przejmować. To może nic nie znaczyć. Wiesz, to mogło nie być twoje wspomnienie, to mogło w ogóle nie być wspomnienie.
             Miałam przeczucie, że to jest wspomnienie. Moje wspomnienie. Ale nie chciałam o tym ani myśleć, ani rozmawiać.
             - To może teraz twój sen? – zaproponowałam.
             - Z tym powinno pójść już łatwiej – podniósł się z miejsca – I chyba nawet wiem jak to zrobić. Spróbuj zasnąć.
             To była najłatwiejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłam. Rzuciłam się na jedno z łóżek i zamknęłam oczy. Aura domku Hypnosa była tak silna, że usnęłam prawie od razu. Poczułam jeszcze tylko jak Drake przykłada dwa palce do mojej skroni i odpłynęłam w objęcia snu. Jak się później okazało, nie byle jakiego snu.


             Znalazłam się pod jakąś jaskinią. Jej wejście porośnięte było makami. Były to najbardziej czerwone maki jakie w życiu widziałam. Obok mnie stał Drake. Chyba mnie nie widział. Dla pewności pomachałam mu ręką już przed nosem. Zero reakcji.
             Wyglądał tak jak poprzedniego dnia. Mój ulubiony kontrast – jasne włosy, ciemne oczy. Poszedł bliżej wejścia jaskini, więc poszłam za nim. Wcześniej nie dostrzegłam faceta siedzącego na ziemi tuż przy wejściu. Teraz moją uwagę zwróciło chrapnie, co było dość dziwne, bo koleś miał otwarte oczy. A potem przypomniałam sobie co mówił Drake. To musiał być szanowny pan Endymion.
             - Czemu nie mam władzy nad tym snem? – zapytał Drake na tyle głośno, że Endymion odwrócił głowę w naszą stronę (dla ścisłości – nadal pochrapywał).
             - Oo Drake, nareszcie jesteś – to było serio dziwne. Mówiąc, robił przerwy, jakby na miarowe oddechy i pochrapywania.
             - Czy my się znamy? – zapytał Drake – Jakoś sobie nie przypominam, żebym … A nie! Już wiem! Jesteś Endymion, prawda?
             - Zgadza się, młody herosie – sylaba „her” przerodziła się w głośne i długie chrapnięcie.
             - A więc to musi być jaskinia mojego ojca! Jest tutaj? – Drake był niesamowicie podekscytowany.
             - Niestety to nie jest jeszcze moment, w którym możesz z nim porozmawiać – odpowiedział Endymion – Ale mam dla ciebie wiadomość od niego.
             - Jaką wiadomość? – entuzjazm mojego przyjaciela trochę opadł, co jednak nie zmienia faktu, że nadal był wyjątkowo ożywiony.
             - To jest twój czas, twoja misja. Twój ojciec tak twierdzi.
             - To znaczy, że ojciec każe mi iść na misję? – Drake wytrzeszczył oczy.
             - Ojciec niczego ci nie każe – przerwa na urwany oddech – Po prostu wie, że jesteś tam potrzebny. Odegrasz bardzo ważną rolę. Może nie pierwsze skrzypce, ale na pewno jedną z głównych ról. Poza tym, tak dziewczyna o której cięgle śnisz, będzie cię potrzebować.
             - Miranda? Będzie potrzebować mnie?
             - A kogóż by innego? Chłopcze, jesteś jedyną osobą, która może jej pomóc – Endymion podniósł się – Herosie, czas nam się kończy. Musisz podjąć decyzję.
             - Słuchaj … Oczywiście, że wyruszę na ta misję! Ale co ja mam właściwe robić? Jaki jest mój cel? Mam iść sam? Mam trochę pytań, więc może byśmy …
             - Och, oczywiście, że nie sam – przerwał mu strażnik jaskini – Potrzebne są jeszcze pierwsze skrzypce – uśmiechnął się.
             - Mógłbyś skończyć z tymi skrzypcami? – zirytował się Drake.
             - Przecież doskonale wiesz komu powinieneś o tym powiedzieć powiedzieć i komu na tyle zaufać, kogo ze sobą zabrać – mlasnął dokładnie tak, jak się mlaska przez sen – Koniec czasu, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
             Wszystko dookoła zaczęło się rozmywać. Pozostawało tylko coraz głośniejsze chrapanie Endymiona. Kiedy usłyszałam najgłośniejsze chrapniecie świata, otworzyłam oczy. Byłam z powrotem w Piętnastce.
             Podniosłam się na łokciach. Drake siedział na łóżko obok i poprawiał sobie sznurówki. Westchnęłam cicho i podniósł na mnie wzrok.
             - I co o tym sądzisz? – zapytał.
             Miał rację wcześniej. Po zobaczeniu tego snu, miałam pewność. Drake miał wyruszyć na misję. I wybrał mnie, żebym poszła z nim. To wszystko się zgadzało. Percy wspomniał, że na misję ma wyruszyć ktoś jeszcze. To była również nasza misja.
             - Sądzę…, że muszę zacząć się pakować – powiedziałam.

***

             Siedziałam na skraju łóżka. U moich stóp leżał otwarty, lecz pusty plecak. Nie miałam zielonego pojęcia co mam ze sobą wziąć. Nigdy nie brałam udziału w misji i szczerze mówiąc nie bardzo się orientowałam w tym, co spakować i jak to wszystko będzie wyglądać.
             Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i z łazienki wyszedł Nico w mokrych włosach i ponaciąganej, ciemnej koszulce. Wierzchem dłoni otarł pojedynczą kroplę z policzka.
             Wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedział, że coś mnie męczy. Nie muszę chyba mówić, że była to jedna z miliona rzeczy, za które go kochałam.
             - Co się dzieje?
             Westchnęłam ciężko i opowiedziałam mu wszystko. Nic nie zmieniło się od momentu kiedy go poznałam. Wciąż emanował tą dziwną energią, sprawiającą, że mogłam mu wyśpiewać wszystko co wiem.
Przez chwilę Nico milczał obracając w palcach figurkę jakiegoś bóstwa.
             - Zadania od bogów powinno się traktować poważnie – powiedział – Skoro mówisz, że Hypnos twierdzi, że to misja Drake'a to tak pewnie jest. A skoro Drake chce cię wziąć ze sobą to nie będę cię powstrzymywał, mimo że chcę.
             Spojrzałam na niego zaskoczona.
             - Nie zrozum mnie źle – zaczął się tłumaczyć, coraz bardziej nerwowo ściskając figurkę – Chodzi o to, że... boję się o ciebie, rozumiesz? Chciałbym móc pójść z tobą, ale mam mnóstwo innych spraw do załatwienia teraz w związku z zamkniętymi wejściami do Podziemia. Jeżeli coś ci się stanie, nie wybaczę sobie.
             - Och, bogowie... - nie wiedziałam co powiedzieć – Nico, ja... Ja to rozumiem, ale naprawdę nie musisz się o mnie martwić. Wiem, że nie jestem taka jak Hazel. Nie jestem ani tak silna jak ona, ani nie zostałam wybrana przez Hekate, ani nie uratowałam świata, ale...
             - Ale też jesteś moją siostrą, Lynn – przerwał mi. Podniósł wzrok, tak, że teraz patrzył mi prosto w oczy – Nie chodzi o to, że w ciebie nie wierzę. Jesteś naprawdę potężna, tylko musisz im wszystkim to pokazać. Po prostu... Po prostu to za bardzo przypomina mi śmierć Bianki. Nie chcę stracić siostry po raz kolejny...
             Zamarłam z otwartymi ustami. Miliony myśli w jednej chwili przelatywało mi przez głowę. Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, jak musiał się czuć Nico. Wystarczyło mi wspomnienie tej chwili, gdy trzymałam go pół-żywego przed Wielkim Domem, gdy wrócił do Obozu.
             - Na Hadesa, przepraszam... - wydusiłam z siebie, przysuwając się do niego i obejmując go mocno – Nico, ja naprawdę zapomniałam, nie miałam pojęcia...
             Odwzajemnił uścisk, wciskając twarz w moją koszulkę. Było mi tak niewyobrażalnie głupio, że tak po prostu zapomniałam.
             - Tak strasznie cię przepraszam...
             Przez jakiś czas siedzieliśmy w tej dziwnej ciszy, obejmując się nawzajem. W końcu Nico odsunął się trochę, odgarniając z czoła mokre włosy.
             - No nic – zaczął cichym głosem, uśmiechając się słabo – Pozostaje mi pomóc ci się spakować, co?
             Skinęłam niemrawo głową. Cały czas miałam straszne wyrzuty sumienia i nie wiedziałam jak się zachować.
             Nico wstał i zaczął wyliczać na palcach.
             - Nektar, ambrozja...
             - Nico...
             - Drachmy, ubrania, broń...
             - Nicooo...
             Odwrócił się gwałtownie w moją stronę, marszcząc brwi.
             - Nie utrudniaj mi tego, dobrze?
             Westchnęłam ciężko i sięgnęłam po plecak, następnie rzucając go na łóżko.
             - Od czego zaczynamy?
             Odpowiedział uśmiechem.
             Jednak zanim cokolwiek zdążyliśmy zrobić rozległ się dźwięk konchy zwołującej na śniadanie. Nico szybko wytarł włosy ręcznikiem i wyszliśmy na zewnątrz.
***

             - Przede wszystkim trzeba załatwić nektar i ambrozję – zaczął Nico, podczas gdy ja uparcie dłubałam w swoim śniadaniu – Tu najlepiej zwrócić się do kogoś od Hermesa. Jeśli chodzi o drachmy i śmiertelne pieniądze to mam dość spory zapas , mogę wam cześć odstąpić. Broń macie... Myślę, że sobie poradzicie.
             - Nie licząc tego, że nie mamy pojęcia co robić – dodałam – I żadne z nas nie było wcześniej na misji. To tak. Chyba sobie poradzimy.
             Nico uśmiechnął się z przekąsem, obracając w palcach kubek z kawą.
             - Swoją drogą, nie wiem czy słyszałaś, ale optymalną ilością herosów biorących udział w misji to trzy – stwierdził – Myślę, że powinniście wziąć ze sobą jeszcze kogoś, najlepiej kogoś, kto już brał udział w jakiejś misji.
             - Ugh. Mówiłeś, że nie możesz jechać bo masz coś innego do roboty.
             Odłożył kubek i spojrzał na mnie uważnie. Promienie porannego słońca zatańczyły na jego rzęsach. W tym świetle wyglądał całkowicie inaczej niż zwykle. Jego skóra miała jasny, zdrowy odcień, a oczy nie wydawały się tak podkrążone.
             - Nie miałem na myśli siebie.
             Dopiero wtedy zrozumiałam co chce mi powiedzieć.
             - Masz rację! Jesteś genialny!
             Zerwałam się na równe nogi, przelotem pocałowałam go w policzek i biegiem ruszyłam w kierunku stoliku Hypnosa. Jednym ruchem złapałam Drake'a za ramię i pociągnęłam za sobą.
             - Naeusa ynn o se dzee? - chłopak miał jeszcze usta pełne jedzenia i nie było dane do końca mi go zrozumieć.
             - Słuchaj, nie możemy iść sami na misję – zaczęłam, bez zbędnych wstępów, gdy już znaleźliśmy się poza zasięgiem uszu reszty obozu – Musimy dobrać sobie trzecią osobę.
             Przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowany. Miałam ochotę roześmiać mu się prosto w twarz, wyglądał przekomicznie z policzkami pełnymi jedzenia.
             Szybko przełknął swój posiłek.
             - Masz na myśli kogoś konkretnego? - ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, dodał z miną męczennika – Błagam, tylko nie wspominaj o Morrisie.
             - Oh, zamknij się! - parsknęłam, dzieląc go po głowie – Myślałam nad Leo.
             Drake nawet się nie zastanawiał nad moimi słowami. Od razu na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech.
             - No patrz! Zdarza ci się jednak wymyślić czasem coś sensownego!
             Uniosłam ręce, resztą sił powstrzymując się przed ponownym przywaleniem mu w ten jego uroczy łebek.
             - Jeszcze słowo, a możesz nie dożyć tej misji, cwaniaczku.
             Drake zaśmiał się i poklepał mnie czule po głowie.
             - Słodka jesteś jak się denerwujesz – zamruczał z szerokim uśmiechem.
             Wystawiłam mu język.
             - Wypadałoby jak najszybciej mu o tym powiedzieć, nie sądzisz? Percy, Ann i Miranda z Łowczyniami wyruszają za jakąś godzinę – powiedziałam, patrząc na córkę Nyks, która w wyjątkowo dobrym humorze odchodziła właśnie od swojego stolika – Wypadałoby też, żebyśmy wiedzieli gdzie mniej więcej się udają. No i spakować się jeszcze trzeba...
             - Spokojnie, spokojnie – syn Hypnosa uniósł ręce w uspokajającym geście – Jestem mistrzem organizacji!
             Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.
             - Och, z pewnością – mruknęłam.
             - No już nie narzekaj, tylko chodźmy po Leo – Drake złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą w stronę stolika Dziewiątki.
             Już zanim do niego dotarliśmy, Leo nas zauważył. Pomachał energicznie w naszym kierunku, po czym wstał od stołu i do nas podbiegł.
             - Hej, szukałem was rano! - przywitał się z szerokim, elfim uśmiechem – Gdzie...
             - Nieważne – przerwałam mu – Mamy mało czasu, chodź.
             Spojrzał na nas pytająco, ale nic nie mówiąc ruszył za nami w kierunku domków.
             W końcu dotarliśmy pod Trzynastkę i usadowiliśmy się na ganku. Leo rzucił nam wyczekujące spojrzenie.
Drake westchnął, w teatralnym geście wywracając oczami, po czym po raz kolejny zaczął opowiadać. Co jakiś czas wtrącałam istotne fakty o których zapomniał, ale koniec końców Leo otrzymał dość dokładny i zrozumiały zarys sytuacji.
             - Bogowie, co za beznadzieja! –wykrzyknął Leo, kiedy wreszcie skończyliśmy gadać.
             Zmarszczyłam brwi i kątem oka zobaczyłam, że Drake zrobił minę świadczącą o tym, że zaraz nastąpi atak i Valdez prawdopodobnie zostanie pożarty.
             - Och, co .. Mówiłem o tym – dopiero teraz zobaczyłam, że cały czas trzymał dłubie coś przy jakieś małej machinie z wiatrakiem u góry – Ciągle kręci się za wolno. Chyba zastosuję nowy stop, niebiański spiż i …
             Drake odchrząknął.
             - No tak, nie ma czasu na gadanie, musimy iść się pakować – powiedziawszy to, wrzucił mechanizm do pasa na narzędzia i wstał pośpiesznie.
             - To znaczy, że idziesz z nami? – zapytałam.
             - Żartujesz? Oczywiście, że idę! – obdarzył nas promiennym i może nieco wariackim uśmiechem.
             - Ale pamiętaj, że nie wiemy nawet od czego zacząć – podkreślił Drake – Nie wiemy czego szukać.
             - Daj spokój, ja nigdy do końca nie wiem co robię – po tych słowa wszyscy troje wyszczerzyliśmy zęby.
             - Dobra, chyba wszyscy się zgadzamy, że najlepszym rozwiązaniem jest śledzenie oficjalnej misji, cały czas musimy mieć ich na oku – powiedział Drake, po czym dodał zmienionym tonem – W końcu Miranda może mnie potrzebować w każdej chwili.
             Wymieniliśmy z Leo spojrzenia pt. „Pfff”
             - Wyruszają za godzinę, spakujcie najpotrzebniejsze rzeczy i za 20 minut widzimy się w Bunkrze 9. – powiedział syn Hefajstosa.

***

             Spakowałam kilka koszulek na zmianę, długie spodnie i dodatkową parę trampek (i jedną z bluz Nico, ale w razie czego nic o tym nie wiecie!). Zajęło mi to mniej niż 20 minut, więc ruszyłam pod domek Hypnosa, by zaczekać na Drake'a. Wychodząc natknęłam się na Nico.
             Widząc mnie, uśmiechnął się blado. Od razy było widać, że jest to wymuszone.
             - Powodzenia, Lynnette - powiedział cicho - Wierzę w ciebie.
             Nic nie mówiąc, przytuliłam się do niego.
             Staliśmy tak, dopóki nie uświadomiłam sobie, że pewnie Drake na mnie czeka.
             Odsunęłam się i ze smutnym uśmiechem powiedziałam, czochrając go po głowie:
             - Muszę już iść. Do zobaczenia, braciszku.
             Odeszłam szybkim krokiem, starając się powstrzymać łzy.
             W końcu dotarłam pod Piętnastkę a. Byłam lekko podenerwowana. W tamtej chwili chyba jeszcze nie do końca wiedziałam, na co tak naprawdę się porywam.
             Drake wyszedł na wewnątrz z wielkim plecakiem. Bałam się, że ktoś może nabrać podejrzeń, jeśli zwrócimy na siebie uwagę.
             - Po co nam dyskrecja – rzuciłam – Przecież to tajna misja, wszyscy mają o tym wiedzieć.
             - Oczywiście, niech się dowiedzą jacy jesteśmy nieposłuszni wobec władzy – Drake walczył z zamkiem błyskawicznym. Kiedy w końcu udało mu się pokonać nikczemnika, ruszyliśmy do Bunkra 9.
             - Rola zbuntowanego anioła to twoje nowe hobby? – zapytałam.
             - Anioł… - mruknął Drake, patrząc gdzieś w bok – Masz rację, anioł.
             Spojrzałam w tamtym kierunku. Miranda zmierzała w naszą stronę.
             - Szczęście w nieszczęściu, że was widzę – rzuciła na przywitanie.
             - To brzoskwinie czy nektarynki? – zapytał Drake, wąchając powietrze.
             Córka Nyks zignorowała jego pytanie.
             - Montrose, kiedy wrócę chcę widzieć moją książkę z powrotem. Stan idealny – odwróciła się do Drake’a – Ty, żadnego wchodzenia do mojego domku.
             - Też będziemy za tobą tęsknić – powiedziałam.
             - W każdym razie … Nie rozwalcie Obozu – już miała odchodzić, ale Drake złapał ją za łokieć. Szybko zabrał rękę.
             - Poczekaj chwilę – powiedział niezwykle poważnie, patrząc jej prosto w oczy (swoją drogą chyba nigdy nie stał aż tak blisko niej, wnioskowałam po tym, że trzęsły mu się ręce, chociaż bardzo starał się to ukryć) – Ja … Och, uważaj na siebie, dobrze? Wiem, że poradzisz sobie ze wszystkim, ale gdyby coś się … To ja zawsze … Nieważne. Po prostu im pokaż.
             Miranda stała przez chwilę osłupiona. Ja szczerze mówiąc też. W końcu zamrugała szybko oczami i przygryzła dolną wargę.
             - To mango – powiedziała cicho. I odeszła. To by było na tyle w kwestii wielkich słów.
             Kiedy odchodziła, zauważyłam ten tajemniczy sztylet przypięty do jej pasa.
             - Mango – mruknął Drake – Nigdy bym nie wpadł.
             Przewróciłam oczami i wzięłam go pod ramie.

***


             W Bunkrze 9. panował niesamowity harmider, chociaż w środku była tylko jedna osoba. Leo latał w te i z powrotem, przenosząc coś z miejsca na miejsce. Po chwila wrzucał coś do pasa na narzędzia, co trochę do skórzanego plecaka. Nie wiedziałam ile jeszcze mamy czasu, więc ciągle go pospieszałam. W końcu syn Hefajstosa stanął przed nami zdyszany i oznajmił, że jest gotowy do drogi. Ustaliliśmy kilka sprawa, na przykład to, że to ja trzymam pieniądze. Bagaże zostawiliśmy na skraju lasu i szybkim biegiem ruszyliśmy do domku Hermesa. Oficjalna misja dostawała zawsze zapas ambrozji i nektaru, ale my nie mogliśmy go otrzymać od tak!
             Weszliśmy do środka bez zbędnych wstępów. W końcu nie mieliśmy zbyt wiele czasu.
W domku panował taki bałagan, jakiego jeszcze chyba w życiu nie widziałam. Gdyby nie energiczne ruchy bliźniaków, nie byłoby szans, żebym ich zauważyła.
             Zakaszlałam znacząco, chcąc zwrócić na siebie uwagę, na co jeden z nich, Travis o ile się nie pomyliłam, wyprostował się gwałtownie.
             Na nasz widok wyraźnie mu ulżyło. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zasalutował nam w geście powitania.
             - Słuchaj Travis...
             - Connor.
             - Eh, słuchaj Connor, jest taka sprawa...
             - Nie mamy teraz czasu, Lynn – mruknął Travis przemierzając pokój na klęczkach, uważnym wzrokiem zaglądając pod łóżka – Przyjdźcie później, jak nie będzie istniało prawdopodobieństwo, że Samantha nas zabije.
             - A jak nam zaraz nie pomożecie to znajdę was po śmierci i mogę wam obiecać, że starcie z Sam będzie dla was marzeniem w porównaniu do tego, co ja wam zrobię – odparowałam zniecierpliwiona.
Travis spojrzał na mnie rozbawiony z podłogi.
             - Tak się bawisz, złociutka? - spytał ze śmiechem, wstając – Myślisz, że jak masz wtyki w Podziemiu, to sobie możesz pozwolić?
             - Bogowie, Hood, mamy naprawdę mało czasu!
             - No dobrze, czego sobie życzycie, słoneczka? - Connor podszedł do brata.
             - Potrzebujemy zapasów ambrozji i nektaru. Jak najwięcej – poinformował ich Drake.
             Bracia popatrzyli na siebie znacząco.
             - Ach, tak – wymruczał Travis - Nie wiem co planujecie, ale obstawiam, że to nielegalne, więc... No cóż...
             - Pomożemy wam z największą przyjemnością – dokończył za niego Connor – Ale wiecie. Wszystko ma swoją cenę.
             Drake jęknął teatralnie. W sumie to miałam ochotę zrobić to samo.
             - Ile chcecie?
             - To zależy ile ambrozji i nektaru wam damy – zamyślili się – Dwanaście drachm za sześć batoników i sześć porcji nektaru chyba będzie w porządku.
             Nie miałam siły, ani tym bardziej czasu prowadzić z nimi jakiś transakcji handlowych, więc szybko wygrzebałam z kieszeni kurtki wyznaczoną przez nich kwotę.
             Connor podszedł do jednej z szafek nocnych, wyciągnął z niej jakieś nieduże pudełko śniadaniowe i wręczył mi je, zaraz po tym, jak otrzymał ode mnie greckie monety.
             Podziękowałam im gorąco i razem z Drake'm i Leo ruszyłam ku wyjściu. W drzwiach natknęliśmy się na Dylana. Przysięgam, że gdy tylko spojrzeli na siebie z Drake'm zobaczyłam błyskawice bijące z ich oczu.
             Minęli się w ciszy, Dylan nie zwracając na niego większej uwagi, Drake z chęcią zepchnięcia go ze schodów w oczach.
             Nie wiedziałam i chyba nie chciałam wiedzieć, co było wynikiem ich zachowania.
             - Czekaj, Lynnette, chciałem z tobą chwilę pogadać – zatrzymał mnie Dylan, jednak Drake zaraz wszedł mu w słowo.
             - Tak się składa, że nie mamy zbyt wiele czasu.
             - Tak się składa, że nie mówiłem do ciebie – odparował syn Hermesa.
             Nienawidziłam, gdy stawiali mnie w takiej głupiej sytuacji.
             - Nie ma sprawy, Drake, zajmie mi to tylko chwilkę – uspokoiłam go.
             - Przed sekundą jeszcze strasznie ci się spieszyło – mruknął z niezadowoleniem, ale odszedł. Leo rzucił mi jeszcze niemrawy uśmiech i ruszył za synem Hypnosa.
             - O co chodzi?
             - Pamiętasz jak mówiłem, że mógłbym cię kiedyś wziąć na motory? Rozmawiałem z Chejronem i powiedział, że w ten weekend mógłbym z tobą pojechać do mojej mamy, Argus by nas zawiózł i...
             Zamilkł, prawdopodobnie na widok mojej miny. Tak strasznie chciałam z nim jechać, a nie mogłam! Byłam rozdarta wewnętrznie, jednak wiedziałam jaki będzie mój wybór.
             - Słuchaj Dylan...
             - Jeżeli nie chcesz, to rozumiem, ale...
             - Nie chodzi o to, że nie chcę – przerwałam mu, nie patrząc na niego – Nie mogę. Ja... ech. Nie mogę ci powiedzieć czemu, ale to naprawdę ważne i...
             - Robisz coś wtedy z tymi dwoma, tak? - spytał z zasępioną miną, kiwając głową w stronę Drake'a i Leo stojących kawałek dalej na trawie i zawzięcie dyskutującej nad jakimś niewielkim mechanizmem Leona.
             - Ja... tak, ale to naprawdę ważne – westchnęłam – Gdyby to nie było tak poważne, to naprawdę bym z tobą pojechała. Możemy to odłożyć na za jakiś czas? - dodałam z nadzieją.
             - Pewnie – Dylan uśmiechnął się słabo – Nie ma sprawy.
             - Dziękuję – rzuciłam i kierowana impulsem wspięłam się na palcach i cmoknęłam go w policzek – Do zobaczenia!
             Odwróciłam się szybko i z płonącymi policzkami uciekłam w stronę chłopaków.
             - Już? - Drake z wyraźnym zadowoleniem zauważył moje przybycie - W takim razie chodźmy.
             Ruszyliśmy razem, energicznym krokiem, by zobaczyć oficjalne wyruszenie na misję.
             Łowczynie były w znakomitych humorach – w końcu opuszczały Obóz. Percy i Annabeth rozmawiali z Chejronem, a Miranda stała z boku z zamyśloną miną.
             Chejron wygłosił mowę pożegnalną dla Łowczyń, życzył powodzenia misji z Obozu i po prostu sobie poszli. Oczywiście w asyście okrzyków i gwizdów, ale ja tam nie rozumiem po co tyle zamieszania.
             - Zawsze to tak wygląda? - rzuciłam w eter.
             Leo pokręcił przecząco głową.
             - Obstawiam więc, że to dlatego, że te nadęte panienki w końcu wyjeżdżają.
             - W sumie nie zdziwiłbym się – stwierdził Drake z krzywym uśmiechem.
             - Dobra, wypadałoby się zbierać, nie sądzicie? - słusznie zauważył Leo.
             Ruszyliśmy biegiem po plecaki. Szybko zarzuciliśmy je sobie na plecy i starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi (co z Drake'm i jego prawie że torbą podróżną nie było łatwe) ruszyliśmy skrótem, by wyjść z Obozu tak, żeby widzieć wyjeżdżających Percy'ego, Annabeth i Mirandę.
             Już prawie przekroczyliśmy granicę, gdy usłyszeliśmy za sobą kroki.
             Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Noaha przechodzący niedaleko nas.
             - Uf. Dobrze, że nas nie zauważył – westchnął Drake.
             Wspominałam już kiedyś jakim wielkim jest idiotą i jak to potrafi wszystko wykrakać? Jeżeli nie, to i tak pewnie zdążyliście zauważyć sami.
             - Oh, hej Lynnette, co... - pomachał mi i zamarł w pół słowa.
             - Yhm... siemka Noah – zaczęłam niepewnie – My... ten... no...
             - Na grzyby się wybraliśmy – rzucił szybko Leo.
              Spojrzałam na niego z miną pt. „Serio?”.
             - No nie wątpię – zaśmiał się Noah, podchodząc bliżej nas – Daleko rosną te grzyby? Bo chyba nie w obozie.
             - Bogowie, Noah, to naprawdę ważne – powiedziałam błagalnym tonem – Nie mów nikomu, ale my naprawdę musimy iść.
             Przeleciał całą naszą trójkę wzrokiem, zatrzymując się na mnie. Miałam wrażenie, że te jego fioletowe oczy wiedzą i widzą więcej niż mogłoby się wydawać.
             - Rozumiem. Nie musicie się obawiać, ode mnie nikt się nie dowie. Ale... uważajcie na siebie.
             Odetchnęliśmy z ulgą. Uśmiechnęłam się do chłopaka z wdzięcznością.
             - Ty też obiecaj, że nie zrobisz sobie krzywdy, bądź też nie postanowisz umrzeć, podczas naszej nieobecności.
             Syn Hekate zaśmiał się, puszczając oko.
             - Dobra, dobra. Obiecuję, masz moje słowo.
             Jeszcze raz do niego się uśmiechnęłam, po czym machając mu na pożegnanie, odwróciłam się i razem z Leo i Drake'm wybiegliśmy za granice.
             Zbiegając w dół zbocza spostrzegłam czarnego ptaka wzbijającego się do lotu z obozowego lasu. Uznałam, że to dobry omen dla córki Hadesa i pełna optymizmu wyruszyłam na moją pierwszą misję.

18 komentarzy:

  1. Cóż mogę powiedzieć... no po prostu kocham to opowiadanie i z wielką niecierpliwością czekam, co zdarzy się dalej ;)

    http://uciekacnadno.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Lynn oczywiście super.
    Rozdział sam w sobie cudowny!
    Wasze opowiadanie jest nieziemskie.
    Pozdrawiam biedne satyrki i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no.. Pierwsza wyprawa :3
    Życzmy powodzenia Lynn i chłopakom.
    W pierwszej części rozdziału jest trochę literówek ( nie pamiętam dokładnie w jakim miejscu, ale jestem przekonana, że parę tam było. xD)
    Poza tym nie mam się do czego przyczepić. Po prostu cudowne ( ale trochę krótkie :C)

    Życzę dużoo weny i jeszcze więcej czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. boskie!!!!!! a ten drake jest taki słodki!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. NIENAWIDZĘ WAS.
    dlaczego to musi być takie super i dlaczego wy tak ładnie piszecie?!
    no dobra, kocham was.
    Leoś jedzie na misję! to znaczy zbierać grzyby xd
    ja. żądam. następnego. rozdziału. w. trybie. now. nic, tylko czytać. ale wiem, za dużo roboty w szkole ;___; szczerze mówiąc podziwiam was, bo mi się nawet nie chce worda otwierać ;x
    zawsze jak was czytam to jest taki mindfuck, co wy jeszcze wymyślicie. ale, jeju, oni poszli na misję! będzie tyyyyyyle Leonnette!
    o, i dziękuję za podziękowania. kocham was bardzo <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Wasze opowiadanie i czekam na więcej <3
    ~Panna Nikt

    OdpowiedzUsuń
  7. Oł maj gods! Na Zeusa, i Herę królową krów, jaaaaaaaaaaaaram się :D
    Ludzie, trzymajcie, bo nie wytrzymam, nie mogę, ja nie mogę. Wy wiecie jak ja się nazywam!

    Oddychaj Meg, oddychaj... :D

    Dzisiaj, tak przed angielskim, Łaj faj nam w szkole włączyli i weszłam do was (ba mam karę na kompa, do wczoraj, ha!) i moja podjarka jak zobaczyłam, że rozdział jest! A potem zaczęłam się bardziej jarać, jak mój login był napisany w podzięce! Trzecioklasiści patrzyli się na mnie, jakbym była opętana. Ah, śmiertelnicy…

    Miranda, Nicuś, Drake, Bliźnioki, Drake, no i oczywiście LEONNETTE <3, wszyscy byli genialni w tym rozdziale, jak zresztą zawsze, ale teraz, to po prostu tak bardzo wow. Cofam to co mówiłam o tym, że Dylan x Lynn, ja zostaję przy Leonnette i nie mogę się doczekać, aż czerwona czcionka się pojawi ^^, nie no dobra, żart :D

    Jednym słowem, a może i w kilka… zamieniam się w wilka. Wybaczcie odwala mi, po tym rozdziale! Poszłam z Leo na grzyby i chyba zjadłam te halucynogenne. A co tam! Lynn, tylko cicho, nie mów nic o bluzie :X ! Ja jak spotkam wujka w Podziemu, bo niedługo się wybieram, aby dać mały wp… nakrzyczeć na dziadka to mu nic nie powiem :D

    Kath, Lydia… jesteście boginie! Od dziś w Obozie Jupiter budujemy dodatkową świątynię, na waszą cześć!

    Pozdro gajs!

    P.S. Dzięki za podzękowanie (masło maślane) kocham, was! To ja dziękuję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny, a kiedy można się spodziewać tej "niespodzianki"?
      W sensie o jakiej porze dnia, bo wyjeżdżam akurat wtedy i internet będzie troszkę ograniczony :)

      Usuń
    2. postaramy się dodać jak najwcześniej, może już 0:01 :D

      Usuń
    3. Haha :P No to raczej rano jeszcze sprawdzę :)

      Usuń
  8. Ja tam jestem za almette XD
    Świetny rozdział.
    Niech Dylan [...] zniknie z życia Lynn.
    I mam nadzieję że szybko napiszecie kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. ŁAAAAŁŁŁŁ!!!!!!!!!
    Kocham tego bloga <3 <3 <3
    Ten styl... cudowny! Piszecie genialnie, jak na boginie przystało XD
    JA CHCĘ NASTĘPNY ROZDZIAŁ!!! JUŻ!!! I tylko do jednego się przyczepię: szybkim biegiem? No nie wiem, to mi jakoś nie pasuje :P
    To by było na tyle.
    Ratujcie biedne satyrki!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko, matko, matko <3 Ja w podziękowaniach - szok ! Latałam po domu i darłam się, że jestem w podziękowaniach na blogu Neew - beginning a wszyscy takie o co jej chodzi <3 Ale tak poważnie to zasłużyłyście na każde słowo pochwały, serio.

    Rozdział oczywiście fantastyczny. Lynn jest genialna, Drake'a ubóstwiam, Nico to Nico jego się kocha z definicji, Noah - ukryty w drugim planie słodziak <3. No i co wy macie do Dylana ? Fajny gość, romantyk ohoh :)

    Parę literówek ale zwalmy to na wredną Herę :) Czekam z niecierpliwością na dalszy bieg wydarzeń no i mam nadzieje, że się zacznie wyjaśniać SKĄD TA LYNN <3

    A co do ratowania satyrków :) Ja i Grover podziwiamy wasze zaangażowanie w ratowanie małych satyrzątek <3

    Pozdrawiam i buziaczki z Łowicza od Kociaków 98

    OdpowiedzUsuń
  11. Jesteście genialne! Kocham waszego bloga już od bardzo, bardzo dawna. Jak zwykle rozdział świetny <3.
    Ja także jestem za Leonnette <3
    Wy na serio jesteście boginie! Połączenie Apollina z Rickiem xDD

    Ps. Już zawsze będę wspomagać małe, wygłodzone satyrki.
    Ps2. Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Przyslijcie do mnie jakiegos satyrka to chetnie sie nim zaopiekuje a wy bedziecie mialy wiecej czasu na pisanie tych boskich rozdzialow ^.^
    Sa 100 razy lepsze od wierszy Apollina (tylko mu tego nie mowcie XD)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziewczyny NIESAMOWITE, a my na następny rozdział czekamy tak, że dajecie ;D powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  14. Puszka :)
    ______________
    | |
    | |
    | zupa |
    | |
    | |
    ------------------------

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, nie wyszło, a chyba nie da się edytować komentarza...
      Trudno. Świetne :)

      Usuń

każdy komentarz to jedna puszka dla biednych małych satyrów :c
dziękujemy za wsparcie!