Dziękujemy za wszystkie komentarze, za wszystkie obserwacje i za taką ilość wyświetleń :D
Naprawdę, jesteście niesamowici, cieszymy się, że ktoś chce czytać nasze wypociny :D
Ktoś się kiedyś pytał, więc jeżeli jeszcze kogoś to interesuje to testy poszły mi bardzo dobrze, herosi i czarodzieje byli ze mną!
Nie przedłużając, życzymy miłej lektury i liczymy na komentarze - pamiętajcie, każdy jeden to puszka dla głodujących satyrów!
Lydia
________________________________________________________________
Opcje są dwie. Opcja numer jeden: po tym jak Tony wepchnął mnie do jeziora, nałykałam się wody i teraz mam omamy. Opcja numer dwa: zwariowałam. Po prostu zwariowałam. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że patrzyłam w to samo miejsce, kiedy byłam tylko kilka metrów dalej i widziałam kawałek lasu, stary dom i pola. W oddali linię brzegową. A teraz, kiedy stoję w tym miejscu - a w zasadzie leżę, bo prawdopodobnie skręciłam kostkę - widzę coś, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej niż mały striptiz Tony’ego.
Pola, sądząc po zapachu, pola z truskawkami, nadal tu były. Duży drewniany dom też. Niestety potem sprawy się komplikowały. Wszystkie budowle tutaj były tak z innej epoki. Ściślej rzecz ujmując ze starożytności. Odeon, pawilony, okrągła arena. Nie mam pojęcia skąd wiedziałam jak to wszystko się nazywa. Przecież przez te dwa tygodnie, w których co nieco ogarniałam, nie zdążyłam nawet przejrzeć jednej książki o starożytności!
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Podniosłam wzrok do góry i mimowolnie ułożyłam usta w kształcie litery „o”. Po niebie szybował ciemny kształt. Stanowczo za duży jak na ptaka. Przyjrzałam się mu uważniej i miałam stuprocentową pewność, że to koń. Tyle, że ze skrzydłami. Nie no, zwariowałam. To pewne.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos Tony’ego i zwróciłam głowę w jego stronę. Był zdyszany, opierał ręce na biodrach. Liczyłam na to, że jego kozie nogi tylko sobie zmyśliłam. Niestety, wciąż tam były.
- Tony, ja… - głos miałam zachrypnięty - Proszę powiedz mi, że tak naprawdę nie jesteś kozą.
- Okej. Nie jestem kozą. Jestem satyrem - uśmiechnął się do mnie krzywo.
- Że niby czym?! Gdzie my w ogóle jesteśmy? Niczego nie rozum… - urwałam. Przerwał mi warkot dochodzący gdzieś z lewej. Odwróciłam głowę w tamtą stronę.
Na widok, który objawił mi się przed oczami dałam radę jedynie krzyknąć. Kilka metrów od olbrzymiej sosny - tej z tym złotym futerkiem - leżało stworzenie wielkości słonia. Było pokryte łuskami, mało długi ogon, wielgaśne pazury, zęby jak bielutkie noże. Wpatrywało się we mnie uważnie. Oddychając płytko, zaczęłam się czołgać do tyłu.
- Nie, nie, nie! Zostań na miejscu! - Tony zaczął machać rękami - Tylko tutaj, za tą sosną jesteś bezpieczna! Tam nadal szaleje potwór!
- A ten tutaj?! - nadal się cofałam.
- Spokojnie, on jest niegroźny. To smok stróżujący. Pilnuje runa - satyr zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Smok?! Dobra Tony, ty też zwariowałeś!
Stworzene chyba zorientowało się, że mówimy o nim, bo podniosło swoje cielsko. Uniosło łeb, otworzyło paszczę, wydało z siebie jękliwy dźwięk (czyżby ziewało?), przy tym, chyba niecelowo krótko zionęło ogniem. Znowu krzyknęłam, tym razem głośniej.
- Nie bój się, on ci naprawdę nic nie zrobi - Tony już klęczał przy mnie - Coś nie tak z twoją kostką? Możesz chodzić?
Mój okrzyk chyba zwrócił czyjąś uwagę. Od strony budynków na wzgórze wbiegało kilka osób. Przewodził im wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Miał na sobie strój ochronny, tarczę i miecz. O Matko, smok, rycerz, a gdzie księżniczka?
- Hej Tony! - zawołał chłopak do mojego przyjaciela - Znalazłeś kogoś?
Tony w odpowiedzi skinął głową.
- Dobrze, że jesteś Chris - satyr wstał - Chyba trzeba będzie ją ponieść.
Teraz to Chris skinął głową. Podał tarczę i miecz Tony’mu i nachylił się, żeby wziąć mnie na ręce.
- Hola, hola, kowboju! Może mi ktoś to wszystko wytłumaczyć? - strach powoli mijał, zastępowała go wściekłość - Co to w ogóle ma być?! Wściekłe krowy, półkozły, pojawiające się znikąd miasteczka, smoki!
Chris uśmiechnął się przelotnie, ale nic nie powiedział. Wziął mnie na ręce, jedną rękę wkładając pod kolana, drugą podtrzymując za plecy. Czułam się jak małe dziecko.
- Spokojnie Lynn, zaraz ci wszystko po woli wyjaśnimy - zaczęliśmy schodzić ze wzgórza. Tony szedł tuż obok - Tak jak mówiłem tutaj jesteś bezpieczna. Mieszkam tu od urodzenia, nie ma lepszego miejsca na świecie.
- Och, tak? Masz kozi zadek, rzeczywiście świetnie na tym wyszedłeś.
Chris parsknął. Sarkastyczne uwagi same cisnęły mi się na usta. Tony wyglądał jakby był delikatnie urażony, ale tego nie skomentował. Wzięłam parę głębokich oddechów.
- No dobra, zacznijmy od najprostszego. Gdzie my jesteśmy?
- W Obozie Herosów - odpowiedział mi Chris.
- Herosów? Chodzi o takich superbohaterów w rajstopach i z pelerynami? - nie wiem dlaczego właśnie to było moim pierwszym skojarzeniem.
- Nie powiedziałbym, że wszyscy herosi to superbohaterowie, a już na pewno nie w rajstopach i z majtkami na wierzchu, Wiesz co, nie jestem dobry w tłumaczeniu tego wszystkiego - chłopak westchnął - Lepiej będzie jak ktoś inny się tym zajmie. O! Jest Pan D.!
Podążyłam za jego wzrokiem. Dochodziliśmy już do tego drewnianego domu. Na ganku stał niziutki mężczyzna. Był chyba szerszy niż wyższy. Jego twarz była czerwona, oczka małe i wodniste. Był ubrany w hawajską koszulę, o bardzo jaskrawych kolorach.
- Dzień dobry, Panie D. - Tony skłonił się nisko.
- Kolejny półbóg? - mężczyzna miał dość obojętny ton - Jakbyśmy już i tak nie mieli urwania głowy.
Nawet na mnie nie spojrzał.
- Trzeba się nią zająć - odezwał się Chris - Prawdopodobnie ma naciągniętą kostkę.
- Zanieś ją do środka. Niech ktoś się nią zajmie i powie wszystko co trzeba - byłam coraz bardziej zła. Miałam nadzieję, że skoro on jest dorosły to właśnie on mi to wszystko wytłumaczy! - Nie chce mi się słuchać tego już piąty raz w tym miesiącu - mruknął.
Aha, czyli to masowe porwania?
- Oczywiście, proszę pana - powiedział pokornie Tony.
- A wy - grubas zwrócił się do grupki nastolatków, którzy przybiegli na wzgórze za nami - Rozejść się, wracajcie do swoich obowiązków.
Bez słowa zaczęli się oddalać. Zdążyłam jeszcze zobaczyć, że mają mniej więcej od 14 do 18 lat. Trzech chłopców, dwie dziewczyny.
Pan D. przesunął się i gestem ręki zaprosił nas do środka. Znielubiłam gościa od razu. W sumie nawet go nie znałam, ale wydawał się wredny i strasznie rozpieszczony jak na takiego starucha. Nie odzywałam się od początku naszej rozmowy, ale kiedy mijaliśmy go - Chris nadal trzymał mnie na rękach - nie mogłam się powstrzymać.
- Fajna koszula - mruknęłam.
Spojrzał na mnie uważnie, mrużąc powieki.
- Coś mówiłaś? - zapytał.
- Nie nic. Po prostu zdziwiłam się, że psy obronne wyszły już z mody. Teraz pora na stróżujące smoki - Chris nie czekał na jego odpowiedź tylko szybkim krokiem wszedł do wnętrza domu.
***
Położyli mnie na niewygodnej sofie i kazali czekać. Cudownie. Nadal byłam kompletnie oszołomiona. Obóz Herosów? Co to ma niby być? Jakaś cholerna sekta? Nigdy w życiu o czymś takim nie słyszałam. A zresztą może i słyszałam. Co ja mogłam wiedzieć skoro miałam wrażenie, że byłam na tym świecie dopiero od dwóch tygodni.
Drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł Tony. Trzymał w ręku szklankę z jakimś złotawym płynem. To miło z jego strony, że przyniósł mi coś do picia, ale wolałabym raczej jakieś środki przeciwbólowe. Pierwszy szok już minął i kostka bolała niemiłosiernie.
- Spokojnie, to pomoże - chyba umiał czytać w myślach, albo po prostu domyślił się po grymasie bólu na mojej twarzy. Podał mi szklankę. Skoro powiedział, że to pomoże na ból, spodziewałam się jakiegoś lekarstwa. Przez ostanie dwa tygodnie spożyłam ich całkiem sporo, każde następne smakowało gorzej od poprzedniego.
Wzięłam mały łyczek. To chyba była najlepsza rzecz jaką w życiu piłam. Napój smakował jak toffi! Dwoma dużymi łykami opróżniłam całą szklankę. Potem jeszcze oblizałam wargi. Może nie powinnam tego robić, ale nie mogłam się powstrzymać.
- I co? Lepiej ? - spytał Tony. Zaskoczona cudownym smakiem nie zauważyłam, że ból w kostce ustał. Powoli i bardzo ostrożnie ruszyłam stopą. Wszystko gra. Tym razem punkt dla mnie, pierwsza w tym dniu miła niespodzianka. Co nie zmienia faktu, że w rankingu - 2:1 - wciąż prowadził Tony.
- Chrzanić Red Bulle, ludzie powinni spróbować tego! - uśmiech sam napłynął mi na usta.
- Problem w tym, że nie mogą. Zwykli ludzie spaliliby by się wewnętrznie, gdyby to wypili - jeszcze nie słyszałam u niego tak poważnego tonu.
- Zwykli ludzie? - uniosłam pytająco brew - Więc czemu nie płonę wewnętrznie?
- Bo nie jesteś zwykłym śmiertelnikiem.
- Śmiertelnikiem? Co ty gadasz?
To, że nie jestem całkowicie normalna dał mi to do zrozumienia cały dom dziecka, no ale żeby od razu nie być śmiertelna?
- Słuchaj Lynn - krzywiłam się za każdym razem, gdy tylko słyszałam to głupie imię! - To skomplikowane. W twoich żyłach płynie krew jednego z olimpijczyków, albo któregoś z pomniejszych bóstw. Dzięki niej nie jesteś zwyczajną śmiertelniczką.
- Albo to jakaś tandetna ukryta kamera albo wszyscy jesteście porządnie szurnięci! Bardzo was to bawi? Takie wkręcanie ludzi?
- Nikt na początku nie wierzy - Tony uśmiechnął się lekko - Jeszcze nie widziałem herosa, który uwierzyłby w to wszystko od razu.
- O co chodzi z tymi herosami? - proszę bardzo niech sobie ciągnie tą bajeczkę dalej. I tak nie miałam co robić, chętnie posłucham.
- Herosi albo jeśli wolisz półbogowie - satyr westchnął ciężko - Heros to dziecko boga i człowieka. Mówiąc słowo „bóg” mam na myśli jednego z bogów olimpijskich, oczywiście. A takim oto herosem jesteś ty.
- Och, czyli twierdzisz, że mój tata był bogiem? - nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Tata lub mama - Tony podrapał się po głowie - W twoim przypadku nie wiadomo, ponieważ nie znałaś obojga rodziców. W każdym razie… - urwał, bo ktoś wszedł do pokoju.
- Już wszystko dobrze z twoją kostką? - tym kimś był Chris - Jeśli tak, to chodźcie. Akurat Percy, Annabeth i Clarisse robią zebranie. Poznasz wszystkich za jednym zamachem.
- Super - mruknęłam. Jeszcze więcej pokręconych ludzi? Czemu nie? - Ale mogłabym się wcześniej przebrać? No wiecie, po tym jak mój przyjaciel, który okazał się być pół-kozłem, wrzucił mnie do jeziora, żeby uratować mnie przed gościem z głową byka, moja garderoba nie jest w najlepszym stanie.
- Jasne - Tony się trochę zmieszał i zniknął gdzieś za drzwiami.
Po chwili wrócił i rzucił mi jeansy i pomarańczową koszulkę z białym napisem "Obóz Herosów".
-Tam jest łazienka - wskazał na jasne drzwi nieopodal.
Wymruczałam podziękowanie i wstałam. Utykałam lekko, bo pomimo tego, że ból ustał, wciąż czułam w kostce nieprzyjemne mrowienie.
Gdy już zamknęłam za sobą drzwi, szybko zrzuciłam z siebie mokre ubrania i wciągnęłam na siebie te podarowane mi przez Tony'ego. Nie przepadałam za jasnymi ubraniami, a już na pewno nie za kolorem pomarańczowym. Jednak miałam do wyboru albo to, albo tytuł miss mokrego podkoszulka. Pakiet wyborów w dniu dzisiejszym stawał się coraz mniej atrakcyjny.
Odwróciłam się do wiszącego na ścianie lustra i przejrzałam się w nim. Wyglądałam strasznie. Nie żebym zazwyczaj wyglądała nieziemsko, ale teraz pobiłam chyba wszystkie swoje rekordy. Atramentowo-czarne, długie włosy wciąż były wilgotne i splątane na wszystkie możliwe sposoby. Myślę, że jakbym się uparła, mogłabym się doszukać tam przynajmniej dwudziestu rodzajów węzłów, od wspinaczkowych po żeglarskie. Jasna cera w kontraście z promienną koszulką wyglądała jeszcze bladziej niż zwykle, prawie jak płótno, które rozdarłoby się pod jakimkolwiek mocniejszym dotykiem. Granatowe oczy podkrążone miałam ciemnymi sińcami, a blade usta krzywiły się w marudnym grymasie, tuż pod małym zmarszczonym nosem.
Jeszcze tylko wciągnąć na siebie worek po ziemniakach i mogłabym startować na miss świata.
Przeczesałam ręką włosy z wierzchu, starając się doprowadzić je do przynajmniej przyzwoitego stanu i wyszłam z łazienki.
***
Szłam za Tonym jasnym korytarzem i analizowałam szybko to co usłyszałam. Doszłam do wniosku, że skoro istnieją pół-byki, smoki, pół-kozły to czemu bogowie mają nie istnieć? Tony nie wyglądał na wariata (oprócz tego koziego tyłka, to trochę psuje efekt). No i chyba wszyscy ludzie, których tu napotkałam w to wierzyli. Stwierdziłam, że na razie poczekam i posłucham.
- Tony? Kim są Percy, Annabeth i Clarisse? - lepiej wiedzieć z kim będę mieć do czynienia, spodziewałam się kolejnych zarozumiałych grubasów.
- To tak jakby, wiesz… no trochę nasi przywódcy. To znaczy wasi, bo satyrowie im nie podlegają.
- Serio? I wierzą w to wszystko?
- Zaraz sama będziesz mogła z nimi pogadać. Nie tylko z nimi, na zebraniu będzie sporo osób. Ale zdaje mi się, że Annabeth czy Percy wyjaśniliby ci to wszystko najlepiej.
Przekroczyliśmy próg sporego pomieszczenia. Trochę przypominało świetlicę w domu dziecka. Były tu stoły to ping-ponga, bilard, stół z jedzeniem, sporo miejsca do siedzenia. Nikt nie zauważył naszego przyjścia, i dobrze. Przyjrzałam się wszystkim zebranym. Prawie nikt nie miał więcej niż osiemnaście lat. Jedynymi dorosłymi byli Pan D. i starszy człowiek z bródką, którego tułów wystawał zza jednej sofy. Miałam nadzieję, że też nie jest jakimś pół-dziwolągiem. Pociągnęłam Tony’ego za rękaw i spytałam cicho:
- Która to ta Annabeth? I Percy i tak dalej?
- Widzisz tą blondynkę w kręconych włosach? To Annabeth. Chyba najinteligentniejsza osoba w obozie. W końcu jest córką Ateny - Ateny? Nie miałam pojęcia gdzie i kiedy, ale gdzie już na pewno słyszałam to imię - Ten chłopak, którego trzyma za rękę to Percy. Przez większość uważany za największego herosa naszych czasów.
Przyjrzałam się im uważniej. Annabeth była bardzo ładna, miała kręcone włosy, związane w niedbały kok Jednak tym, co najbardej rzuciło mi się w oczy były jej szare oczy. Mogłam uwierzyć w to, że jest mądra, jej źrenice przypominały mi małe, nieustannie pracujące trybiki, odzwierciedlające to, co się dzieje w jej głowie. Percy był od niej trochę wyższy, miał kruczoczarne włosy, odstające we wszystkie strony. Jego oczy były koloru morskiej zieleni, miałam wrażenie, że gdybym podeszła bliżej dostrzegłabym rozbijające się w nich fale.
- Clarisse to ta w czerwonej chustce - ciągnął dalej Tony - Jest dziewczyną Chrisa. Tak na marginesie to lepiej nie wchodzić jej w drogę .
W odpowiedzi tylko kiwam głową.
Tony wszedł dalej do pokoju i kilka osób zwróciło głowy w naszą stronę. Teraz już nie miałam wyjścia i musiałam tam wejść.
Jedno wielkie WOW ! Podziwiam was , że tak szybko piszecie i wgl. Nie doszukałam się żadnych błędów . :D
OdpowiedzUsuńCo do Lynn - bardzo ją polubiłam, taka podobna do mnie; więc ciut się z nią utorzsamiłam . Percy jest z Ann . <3
Lydiu i Kath piszecie ciekawie , dlatego też szybko i płynnie się to czyta .
Powodzenia w dalszym pisaniu! Bogowie Olimpijscy z Wami ! <3
Emm, to przypadek, że Lydia i Lynn wyglądają prawie identycznie? ;D To takie pytanie z ciekawości, a tak na serio to bardzo fajnie wychodzi. ;) A ja pewien związek z Nico tu widzę, ale nie będę snuć tu innym domysłów. :D Bloog bardzo fajny, zarąbisty wręcz. ;>
OdpowiedzUsuńte postacie nie mają ze sobą nic wspólnego, jeżeli o tym myślisz :D nie zamierzamy połączyć tego opowiadania z Krwią Naszych Przodków xd po prostu taka wersja dziewczyny najbardziej przypadała mi do gustu ;3
UsuńWspaniały rozdział! <3
OdpowiedzUsuńNie mam żadnych zastrzeżeń i nie zauważyłam żadnych błędów.
Oby tak dalej! Życzę weny ;*
Dodajcie jak najszybciej kolejny rozdział bo już się nie mogę doczekać.
Zapraszam do mnie..
http://hermionariddle-story.blogspot.com/
A ja czekam na Alicje
OdpowiedzUsuńPierwsza moja reakcja po każdym waszym rozdziale: OMFG, give me mooooreee! *o* I nie przesadzam, te notki czyta się tak szybko i dobrze, że jak skończę, to praktycznie jestem w żałobie xD Nico, będzie tu Nico? Bogowie, jak ja nie lubię Annabeth ;_; Nie mogłybyście jej zabić albo coś w ten deser? ;p Z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię Lynn :D
OdpowiedzUsuńA tak btw, Lydia, chciałabym umieć pisać rozdziały tak szybko jak ty ;>
Matko,matko,matko,M-A-T-K-O!!!Piszecie genialne teksty.Naprawdę genialne!Strasznie łatwo się je czyta.Gdy skończę jest tekst pod tytułem "Co ja dalej będę robić ze swoim życiem".Ja nie chce tu nic podsuwać,ale ciekawie by było żeby był jakiś wątek miłosny z Lynn i Nico.Serdecznie zapraszam wszystkich do mnie.Was też dziewczyny.Fajnie by było,żebyście go oceniły i mi napisały w komentarzach.http://staart-over.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZostałas nominowana do The Versatile Blogger.
OdpowiedzUsuńSzczegóły tutaj -----> slytherin-love-life.blogspot.com
Nominowałam Cię do Liebster Award
OdpowiedzUsuńszczegóły na moim blogu.. zapraszam :)
http://hermionariddle-story.blogspot.com/
Nie przeczytałam.
OdpowiedzUsuńAle chcę Wam powiedzieć, że chyba źle ustawiłyście szablon.
A ja pragnę Ci powiedzieć, że jak już piszesz komentarz - kompletnie pozbawiony sensu i tylko podkreślający to, że jesteś śmiertelniczką - to niech on przynajmniej zawiera jakieś poprawne uwagi i spostrzeżenia. To jest NAGŁÓWEK, nie szablon moja droga, nagłówek. A nagłówki z reguły tak wyglądają :)
UsuńHeej! Zapraszam do mnie! Dopiero zaczynam, a po przeczytaniu twojego bloga wnioskuję, że jesteś doświadczona bloggerką. Mogłabyś napisać na moim blogu jakiś uwagi dotyczące mojego pisania? http://dra-story.blogspot.com/ (sorry za spam)
OdpowiedzUsuńbardzo mi sie podoba niemoge doczekac sie nastepnego rozdziału
OdpowiedzUsuńgenialnie napisane gratulacje
SUPER? NIE! LEPIEJ!!?? NIE!! NORMALNIE OLIMPIJSKIE!!! :*
OdpowiedzUsuńCHYBA NIE MA SŁÓW ŻEBY WYRAZIĆ JAKIE TO JEST WSPANIAŁE. ten rozdział, każdy rozdział, w ogóle cały blog. <3 JESTEŚCIE GENIALNE. <3 strasznie mi się podoba, nie mam chyba żadnych uwag, a uwierzcie, że zwracam dużą uwagę na wszystkie błędy, nawet te małe. ;d nie mogę się doczekać dalszych części, na razie lecę nadrabiać. weny. ;3
OdpowiedzUsuń~serioous